Obecny trener miejscowego KKS barwy „Czarnych Koszul” reprezentował przez kilka sezonów, na przełomie wieków. Smaku ligowego zwycięstwa z Legią jednak nie poznał. Dziś – zasiadając na ławce drugoligowca będącego rewelacją pucharowych rozgrywek – ma szansę zapomnieć o derbowym niefarcie.
– Trener Tarachulski jest bardzo pozytywną osobą – mówi „Super Expressowi” Piotr Giel, napastnik kaliszan. – Wiele z nami żartuje, więc i po losowaniu par półfinałowych żartów zabraknąć nie mogło. „Fajnie będzie zagrać na Stadionie Narodowym z Rakowem” – chyba nawet padło takie zdanie – dodaje Giel.
Pochodzący (podobnie jak Tarachulski) z Górnego Śląska Giel, już drugi sezon z rzędu jest najskuteczniejszym piłkarzem zespołu. W pucharowych zmaganiach jeszcze do siatki nie trafił, choć kaliszanie – lejąc kolejnych przedstawicieli ekstraklasy – strzelili im w sumie 11 goli (5:5 z Widzewem, 3:3 z Górnikiem, 3:0 ze Śląskiem)! – Dawałem za to całkiem ładne asysty – podkreśla.
– Przed każdą kolejną rundą czytaliśmy kategoryczne opinie: „To już koniec waszej pucharowej przygody” – przypomina Giel. – A jednak dawaliśmy radę! Więc choć Legia to megamocny zespół, jeden z trzech najlepszych w kraju, mamy swoje atuty. I wielką wiarę w samych siebie. Nie jesteśmy faworytem, ale... to dobrze: bo to Legia musi, my tylko możemy – zaznacza.
Siła KKS czai się w pewności siebie graczy. – Nawet przeciw rywalom z ekstraklasy graliśmy swoją piłkę, ofensywną, efektowną. Wielka w tym rola trenera, bo wcześniej nie zdobywaliśmy tak wiele bramek – przypomina Giel, najważniejsze żądło rewelacyjnego drugoligowca. Czy wraz z kolegami – no i „Tarantulą”, jak nazywano Tarachulskiego – zdoła ukąsić warszawskiego faworyta? Ponad 8 tysięcy widzów na kaliskim stadionie wierzyć w to będzie równie mocno jak miejscowi piłkarze.