Daniel Szczepan

i

Autor: cyfrasport Daniel Szczepan

Finał 15. kolejki

Radomiak grał piach, „Niebieskim” brakło snajpera, który wykorzystałby bezRUCH gości. Padolino zamiast bramki [WIDEO]

2023-11-13 21:58

12 listopada 1933 roku – a więc niemal równo 90 lat wcześniej – Ruch Wielkie Hajduki sięgnął po swój pierwszy z czternastu tytułów mistrza Polski. To były czasy, w których na piłkarskich boiskach często trudno było o trawę; grano a to na żużlu, a to na piachu. Czyli… tak jak w poniedziałkowy wieczór na Stadionie Śląskim, gdy niemal każde kopnięcie piłki równoznaczne było z… sypnięciem piachem w oczy rywala bądź partnera.

Siłą rzeczy musiało się to odbić na jakości gry prezentowanej przez oba zespoły. Trzeba było być niezłym kozakiem, by utrzymać równowagę, dograć piłkę do partnera, o precyzyjnym uderzeniu nie mówiąc. Nic dziwnego, że właśnie Kozak – Miłosz Kozak – oddał w pierwszej odsłonie (w 44 min) jedyny celny strzał. Prosto wszakże w Alberta Posiadałę, więc trybuny nawet nie miały powodu, by jęknąć z nadzieją bądź żalem…

Jęknęły za to po 20 sekundach drugiej odsłony, gdy – po błędzie defensorów gości – na bramkę Radomiaka popędził Daniel Szczepan. Dobra; słowo „popędził” to drobne nadużycie. Koniec końców w niezłej sytuacji zdołał jednak uderzyć, i to nawet dość groźnie. I w tym przypadku jednak golkiper na wysokości zadania stanął, a dobitki sparowanej przez niego piłki zabrakło.

To był sygnał, że w szatni Ruchu – zapewne za sprawą debiutującego w roli samodzielnego szkoleniowca Jana Wosia - w przerwie musiało być głośno. Za moment bowiem z dystansu bardzo potężnie, ale minimalnie niecelnie, przymierzał Kozak. W 53 min Tomasz Swędrowski huknął w słupek, a poprawka Dominika Steczyka zza „szesnastki” była nieznacznie chybiona. No i w końcu na podsumowanie tych dobrych dla „Niebieskich” – acz nie zwieńczonych golem – minut, płaskiego „szczura” Swędrowskiego z dystansu złapał Posiadała.

Radomiak odgryzł się jeszcze przed upływem kwadransa tej odsłony strzałem Franka Castanedy, efektownie obronionym przez Krzysztofa Kamińskiego. Kilkadziesiąt sekund później Stadion Śląski (wypełniony w stopniu, który pozwolił pobić tegosezonowy rekord poniedziałkowej frekwencji w ekstraklasie) eksplodował radością na widok piłki w siatce. Euforia była przedwczesna: autor gola, Szczepan za bardzo pospieszył się z wyjściem do piłki zagrywanej przez Kozaka.

Najlepszy napastnik Ruchu jeszcze dwukrotnie w krótkim czasie od tej sytuacji urywał się obrońcom gości. Najpierw jednak paskudnie przestrzelił, a potem – jeszcze paskudniej… - próbował wymusić „jedenastkę”, co skończyło się dlań żółtą kartką.

Chorzowianie szukali zwycięskiej bramki – bezcennej w ich sytuacji w tabeli – do ostatniego gwizdka. I zasłużyli na nią. Zabrakło im jednak kozaka, który w decydującym momencie trafiłby piłkę na tyle soczyście i precyzyjnie, by zaliczającego kolejny dobry występ w tym sezonie Posiadałę. Bo po kolejnym strzale Kozaka – tym razem z wolnego, w 85. minucie – gości uratowała poprzeczka!

Ruch – Radomiak 0:0

Sędziował Damian Sylwestrzak. Widzów 12783.

Ruch: Kamiński – Kasolik, Szymański, Sadlok Ż, Bartolewski – Tomas Podstawski (90. Foszmańczyk) – Wójtowicz, Kozak (70. Moneta), Swędrowski, Steczyk (84. Starzyński) – Szczepan Ż (84. Firlej)

Radomiak: Posiadała – Grzesik, Rossi Ż, Cestor, Abramowicz – Edi Semedo, Kaput Ż (87. Okoniewski), Luizao Ż, Lisandro Semedo (76. Donis)– Castaneda Ż (76. Leonardo Rocha), Pedro Henrique Ż

Sonda
Czy Ruch Chorzów utrzyma się w Ekstraklasie?
Najnowsze