Pierwsza zaatakowała Legia. Minęło zaledwie kilkadziesiąt sekund, kiedy Rafał Leszczyński musiał ratować swój zespół po strzale Bartosza Slisza zza pola karnego. W odpowiedzi groźnie uderzył Patrick Olsen i piłka o centymetry minęła bramkę. Kilka minut po uderzeniu Duńczyka Śląsk miał stuprocentową okazję i powinien wyjść na prowadzenie. Po podaniu za plecy obrońców gości w sytuacji sam na sam z Kacprem Tobiaszem znalazł się Erik Exposito. Hiszpan chciał posłać piłkę między nogami bramkarza Legii, ale ten się nie dał oszukać i odbił uderzenie.
Gol wisiał w powietrzu i w końcu piłka wpadła do siatki. Josue uderzył z woleja zza pola karnego, ale po analizie wideo okazało się, że wcześniej na pozycji spalonej był Muci. Później jeszcze w doliczonym czasie po strzale głową Yuriego Ribeiro piłka trafiła w słupek i na tym był koniec emocji w pierwszej połowie.
W kolejnych fragmentach to goście mieli optyczną przewagę, dłużej utrzymywali się przy piłce, a Śląsk cofnięty szukał szans na kontrataki. Gra była rwana, brakowało dokładności i sytuacji bramkowych. Kibice we Wrocławiu bramek nie zobaczyli, co najbardziej ucieszyło kibiców w Częstochowie, bo prowadzący w tabeli Raków wiosnę rozpocznie z przewagą aż dziewięciu punktów nad drugą Legią.