Super Express: - W mediach społecznościowych pogratulował pan od razu bratu, więc radość była chyba duża?
Stefano Terrazzino: - W trakcie meczu miałem warsztaty taneczne, ale gdy włączałem w mojej komórce muzykę jako podkład do tańca, to widziałem, że przychodzą jakieś wiadomości - brat Marco, gol, coś w tym stylu….Nawet Agnieszka Radwańska, która oglądała mecz z mężem napisała mi: Twój brat gra niesamowicie. Te gole były bardzo oczekiwane przez całą rodzinę, która mu kibicuje, bo mogą go odblokować. W ostatnim czasie miał trochę nieszczęść w karierze.
- Czyli meczu w którym strzelił gole pan nie widział?
- Obejrzałem następnego dnia długie fragmenty. Najbardziej utkwił mi moment, gdy Marco wchodził na boisko i widziałem w jego oczach ten głód gry. Znam go od dziecka, bo zaprowadzałem go na treningi , gdy miał 2 lata. Wtedy też miał ten sam głód i ogień w oczach. Widząc go teraz w telewizji pomyślałem sobie - Wow, wrócił ten mały Marco jakiego znam!
Niemcy osłabieni w meczu z Polską. Czy kadra Stolarczyka to wykorzysta? Stawką awans na ME!
- Już jako 2-latek zaczął treningi?!
- Tak, ledwie zaczął chodzić. Ja miałem wówczas 14 lat. Blisko naszego domu w Niemczech był klub, a w nim grupa Bambini, czyli dla najmłodszych. To było śmieszne, bo te dzieci nie wiedziały nawet, która jest ich bramka i wszystkie biegły w kierunku jednej (śmiech). Marco już wtedy potrafił mocno kopnąć piłkę. Mój drugi brat Vincenzo uczył go grać w piłkę, a ja byłem bardziej opiekunem.
- Wiem, że pana idolem jeśli chodzi o aktorstwo i taniec był Patrick Swayze, a Marco miał idola piłkarskiego w dzieciństwie?
- Z tym Patrickiem Swayze trochę się zgadza (śmiech). Najbardziej popularnym piłkarzem włoskim był wtedy Roberto Baggio, który nosił charakterystyczny kucyk czy raczej warkoczyk, ale to z racji tego, że jest buddystą. No i robiłem takie warkoczyki młodszemu bratu, ale dekoracyjnie. Poza tym grał z „10” na plecach jak Baggio, więc trochę na nim się wzorował.
- A pana nie ciągnęło do piłki?
- Trochę grałem, ale jakoś mi nie szło. Owszem, byłem w miarę szybki i zwinny. Próbowałem grać na pozycji libero, ale brakowało mi pewności siebie. Nie wyszło mi jakieś zagranie, piłka nie poszła tam gdzie chciałem, to się stresowałem. No i zmieniłem piłkę na taniec.
Paulo Sousa upiera się na jedną rzecz. Były reprezentant Polski Tomasz Kłos ma z tym problem
- Czy to, że Marco ma żonę Polką i brata mieszkającego tutaj, miało wpływ, że wybrał grę w Lechii?
- Tak i myślę, że zmiana kraju była dobra dla jego głowy. Miał propozycje z Austrii, Izraela i Polski. Jak się o tym dowiedziałem, to doradzałem, żeby przyjechał tutaj. Nie musiałem mocno go przekonywać, bo on wie, jak ja się dobrze czuję w Polsce. Wiele razy był u mnie i lubi mentalność Polaków. Zresztą od wielu lat namawiałem go, żeby spróbował grać w innym kraju, niekoniecznie w Polsce, bo widziałem, że niektóre rzeczy go męczą. W niemieckiej piłce jest wysoki poziom sportowy, organizacyjny i wszystko jest poukładane. Ale czasami gdy wszystko jest tak poukładane od... do, to może nie działać, choć nie mówię, że to jest złe. Marco i ja jesteśmy wrażliwymi ludźmi. Jemu pewien rodzaj luzu dobrze robi, tak jak mi dobrze zrobił po przyjedzie do Polski. Przeszły mi ciary po plechach, kiedy Marko krzyczał po drugim strzelonym golu dla Lechii. W tym krzyku zawarta była cała jego historia ostatnich lat, gdy w karierze nie układało się jak chciał. W tym czasie dostał dużą lekcję pokory od życia.
- Kiedy obejrzy pan jego mecz z trybun?
- Z tym jest problem, bo moja praca jest głównie weekendowa, gdy on gra mecz. Ale moi polscy znajomi już się dopytują, kiedy pojedziemy na jego mecz i mamy to w planie. W Gdańsku już go zdążyłem odwiedzić. Najważniejsze, że Marco jest w Polsce z Agatą, niedługo urodzi im się dziecko i mam do nich blisko.
Polscy piłkarze będą mieli problem w meczu z Andorą?! O tym do tej pory się nie mówiło