To był jeden z najlepszych meczów Górnika w tym sezonie, zabrzanie prowadzili do 76. minuty 2:1, na dodatek grali jedenastką przeciwko dziesiątce piłkarzy z Bełchatowa. To wszystko okazało się niewystarczające. Podopieczni Kasperczaka przegrali 2:3.
– Wściekłość i załamanie. To właśnie czuję – mówi trener Górnika. – Szlag człowieka może trafić. To jakiś niesamowity pech. Dwie bramki w końcówce tracimy z niczego i to wtedy, gdy cały czas atakujemy, a oni głównie się bronią! – denerwuje się.
W Zabrzu natychmiast pojawiły się plotki, że Kasperczak ma już dosyć Górnika i że tylko czeka na telefon od nowego prezesa PZPN. Grzegorz Lato nie przepada za Leo Beenhakkerem, a z Kasperczakiem się przyjaźni...
– Takie gadanie mnie nie interesuje – ucina trener Górnika. – Plotki były, są i będą. Przyzwyczaiłem się. A Grzesiowi gratuluję wygrania wyborów. I to wszystko na ten temat. Ja mam swoją robotę w Zabrzu – podkreśla.
Przed Kasperczakiem rzeczywiście sporo pracy.
– Już wydawało się, że wyszliśmy z tego dołka, a teraz znowu w nim jesteśmy. Ale żeby była jasność: nie mam niczego dosyć. Jestem pewien, że gdy opuści nas ten cholerny pech i przestaniemy tracić frajersko bramki, wszystko będzie dobrze. Cierpliwości mi nie zabraknie – obiecuje Kasperczak.