Wiosna była jednak dla Włodarczyka trudna. 4 lutego trafił do siatki Lechii, na kolejnego gola czekał aż do minionej soboty. Podobnie jak wtedy, i tym razem zdobył bramkę z rzutu karnego, pewnie pokonując z 11 metrów golkipera Pogoni, Dante Stipicę. W rozmowie z „Super Expressem” przyznał, że… kamień spadł mu z serca.
„Super Express”: - Dawno Szymon Włodarczyk nie uśmiechał się tak promiennie, jak po meczu z Pogonią!
Szymon Włodarczyk: - Bo ulga jest ogromna! Moja gra w spotkaniu z Pogonią – wiem to doskonale – nie zwalała z nóg, ale cieszy bramka, bo to z nich jest rozliczany napastnik. Ostatnio miewałem lepsze mecze, ale bez gola. Ten był nieco słabszy, ale z trafieniem.
- Jak pan sobie radził mentalnie w okresie tej snajperskiej niemocy?
- Nie było łatwo, bo sytuacja drużyny w tabeli przez długi czas była trudna. Na dodatek ja po pierwszej rundzie sam nałożyłem na siebie oczekiwanie, że – mimo młodego wieku i pierwszego de facto sezonu w ekstraklasie – chcę również wiosną grać i strzelać regularnie. Przez długi czas nie wychodziło, ale mogłem liczyć na wsparcie przyjaciół i rodziców.
- No właśnie. Co mówił tato?
- Że każdy napastnik miewa trudne okresy; on też je miał. „Nie masz się co załamywać. Rób swoje, pracuj, a przełamanie przyjdzie na pewno” – słyszałem od niego.
- Po jesieni nie brakowało spekulacji, że lada chwila wyjedzie pan za granicę. Wiosna – i wahania formy – okazała się swego rodzaju nauczką, że nie warto za wcześnie dawać się ponieść fantazjom?
- Nic się nie dzieje bez przyczyny. Raz jesteś na topie, raz w dołku – trzeba sobie z tym radzić. Mam nadzieję, że kolejny taki okres bez gola trafi mi się jak najpóźniej, a najlepiej – wcale.
- Cztery z dziewięciu goli w sezonie zdobył pan z rzutów karnych. Niezłe nerwy ma pan jak na 20-latka...
- Przy karnych czuję się bardzo pewnie. Ćwiczyłem je też w przeddzień meczu z Pogonią, jakby mając przeczucie, że może się przydać. Uderzałem zresztą na treningach dokładnie tak samo, jak potem w trakcie spotkania.
- Lukas Podolski nie chciał strzelać?
- Spytałem go – bo na tym samym treningu też je ćwiczył – czy nie chce podejść do piłki. „Wal, młody” – odpowiedział natychmiast.
- Przed wami pożegnanie sezonu w Legnicy. Oczekiwania i zadania na te 90 minut?
- Chcemy dowieźć do końca tę zwycięską serię, dopisać siódmą wygraną. Ja przy okazji chciałbym mieć te dziesięć trafień w sezonie. Ale to rzecz drugorzędna; ważniejsze jest zwycięstwo drużyny.
- A krótkie podsumowanie sezonu? Zwłaszcza jego fantastycznej końcówki?
- Trzeba cieszyć się z tego, co osiągnęliśmy. Jeszcze w kwietniu byliśmy na 17. miejscu. Daliśmy sobie jednak radę; drużyna była razem, z supersztabem. Zrobiliśmy wspólnie kapitalną robotę, nie poddaliśmy się.
- Pan nie miał okazji w ubiegłym sezonie pracować z Janem Urbanem. Wrażenia z ostatnich tygodni?
- Mimo mojej nieskuteczności, cały czas czułem wsparcie trenera Urbana. Jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem; wie, co robi, a ja mu bardzo ufam.
- Chciałby pan pracować dalej z trenerem Urbanem?
- Tak. Bardzo chciałbym!