Uczuciami kibiców Lecha w minionych kilkunastu dniach mocno targały wieści o kolejnych rozstaniach z ofensywnymi zawodnikami, dokonywanych w imię wzmacniana klubowego budżetu. Lech – przynajmniej formalnie, na podstawie umów transferowych - wrzucił już tego lata do klubowej kasy 3 mln euro za transfer Filipa Marchwińskiego do Lecce. Kilka dni później dodał jeszcze (mniej więcej) 4 mln za sprzedaż Kristoffera Velde do Olympiakosu. Norweg zresztą zdążył już strzelić pierwszego gola dla swej nowej drużyny, w wygranym 4:0 sparingu z włoską Ternaną (wideo – poniżej).
Weekend przyniósł też potwierdzenie wcześniejszych spekulacji o odejściu Jespera Karlstroema, którego Udinese „wyciągnęło” z Bułgarskiej za 2 mln euro. Szwed co prawda napastnikiem nie był, ale przecież w roli defensywnego pomocnika też zdarzało się trafiać do siatki rywali Lecha, nie tylko w ekstraklasie.
To właśnie on ciągnie Lokomotywę. Na taką serię Mikael Ishak czekał bardzo długo
Mikael Ishak jednak zdaje się kompletnie nie oglądać na „wyrywanie zębów” w poznańskiej ofensywie. Szwedzki kapitan coraz mocniej samodzielnie rozpędza „Lokomotywę”, i w pojedynkę kąsa rywali. Potyczka z Lechią była już czwartym z rzędu (a trzecim w tym sezonie) meczem ligowym, który Ishak kończył z golem. Tak dobrej serii skandynawski snajper nie miał w ekstraklasie od ponad dwóch lat!
Szwed został zdjęty z murawy już po godzinie. - Zmieniłem go, bo zasygnalizował drobny uraz mięśniowy i nie chciałem ryzykować jego zdrowia – tak trener Niels Frederiksen wyjaśniał posadzenie na ławce bohatera Lecha. Dolegliwość nie wygląda jednak na taką, która zagrażałaby występowi gwiazdora „Kolejorza” w piątkowym (20.30) spotkaniu z Rakowem.