- Selekcjoner reprezentacji Czech znowu docenił twoją dobrą formę w Legii.
- To świetnie ponownie wrócić do kadry, ponieważ ostatnio mi się nie udało. Byłem powołany, ale miałem pecha. Jeden test na obecność koronawirusa mylnie okazał się pozytywny. Musiałem wrócić do domu. Nie załamałem się. Wróciłem do pracy, czyli do strzelania goli. Zapracowałem na tę szansę. Teraz nie powinno być komplikacji i mam nadzieję, że dostanę parę minut w meczach reprezentacji.
- Patrzysz czasem na grupy EURO 2021, czy to za duże wybieganie myślami w przyszłość?
- O Euro jeszcze nie mogę myśleć. Jestem powołany tylko na to zgrupowanie i na nim się koncentruję. Jeśli zagram dobrze i będę kontynuował dobrą grę w Legii, to powołanie na turniej jest możliwe. Mamy jedną z najmocniejszych grup w turnieju, ale każdy kto się kwalifikuje na taki turniej chce zagrać z najlepszymi. Nie mamy nic do stracenia, a możemy się postarać o niespodziankę. Z Czechami nikt nie będzie miał łatwo.
- Mnożą się opinie, że dla Ciebie to najlepszy sezon w karierze. Czas się zgodzić?
- Ostatnio słyszę takie opinie dosyć często, ale tym razem również odpowiedź brzmi: nie. Mam w sumie 17 goli w tym sezonie, w lidze 15. Wydaję mi się, że najlepszy sezon miałem przed przeprowadzką do Bundesligi. Strzeliłem chyba 19 goli. Wciąż mam jeszcze robotę do wykonania. Przed nami dużo spotkań, mam nadzieję, że ten lekki uraz z ostatnich tygodni mnie za bardzo nie zastopuje. Czuję się dobrze i wiem, że jeszcze kilka goli strzelę.
Jagiellonia Białystok na krawędzi. Asystent wyciągnie zespół z kryzysu?
- Szkoda, że piłka nie wpadła do siatki po strzale z przewrotki z Rakowem Częstochowa.
-Kiedyś strzeliłem gola z przewrotki Lechowi Poznań. Tylko byłem wtedy zawodnikiem Hapoelu Beer Szewa. Graliśmy sparing w Polsce. Nawet o tym nie pamiętałem, dopiero przypomniał mi jeden z trenerów w Legii. Z Rakowem gol byłby piękny, szkoda, że nie wpadło, ale może w tym sezonie się jeszcze uda. Trenerzy jednak zawsze boją się, że taka próba strzału z przewrotki zakończy się urazem.
- Wyobrażasz sobie, że ktoś Legię dogoni w wyścigu po tytuł?
- Pięć meczów temu nikt nie powiedziałby, że będziemy mieć tyle punktów przewagi. Przegraliśmy z Podbeskidziem i Stalą Mielec. W moim ostatnim spotkaniu przed kontuzją, z Jagiellonią Białystok, powinienem strzelić hat-tricka. Mielibyśmy dużo więcej punktów. To pokazuje, że liga jest bardzo wyrównana. Można wygrać i przegrać z każdym. Musimy dźwigać ciężar każdego meczu, nie myśleć o przyszłości. Wiele meczów przed nami i na pewno nie jesteśmy jeszcze w doskonałej sytuacji.
- Gole strzelone głową to twoja specjalność, ale twoim idolem chyba nie był Jan Koller…
- Miałem kilku idoli. Na pewno Thierry Henry, Zlatan Ibrahimović, Adriano. Gdy byłem w Tottenhamie, to byłem wpatrzony w Dimitara Berbatova. Miałem z nim dobry kontakt. Słyszałem, że wydał teraz jakąś książkę, będę musiał sprawdzić. Do Londynu przeprowadziłem się jako nastolatek, a on był jednym z tych, którzy otoczyli mnie opieką. Ludzie mówią o nim, że jest arogantem, a on po prostu zawsze chronił swoją prywatność. Bo prywatnie był świetnym gościem, miał w sobie wiele pokory. I był jednym z najlepszych piłkarzy, z którymi grałem.
Kosta Runjaić przejdzie do historii Pogoni. Niemiec krok od rekordu klubu
- Tottenham wypożyczył Cię do Southampton, tam nawet mogłeś spotkać Marka Saganowskiego.
- Tak… ale to był trudny czas dla tego klubu. Nie byli w Premier League, tylko ligę niżej. Byłem jednym z dziewięciu zawodników wypożyczonych. Postanowili sprowadzić na kilka miesięcy młodych piłkarzy z wielkich klubów. Na przykład ja z Tottenhamu, czy Jack Cork z Chelsea. Mieliśmy pomóc w utrzymaniu. Zagrałem kilka meczów, których w Tottenhamie bym pewnie wtedy nie zagrał. Było tam zbyt wiele gwiazd. W Southampton jednak też z nas zrezygnowano, głównie przez brak pieniędzy. Postanowili grać wychowankami. Wielką szansę dostał np. Adam Lallana i widzimy teraz, gdzie zaszedł. Był w Liverpoolu, zrobił wielką karierę.
- Jesteś rok w Warszawie i tylko miesiąc przeżyłeś tu bez pandemii.
Byłem niesamowicie szczęśliwy, gdy tu przyszedłem. Mój debiut był cudowny. Wcześniej słyszałem wiele o szalonej atmosferze na stadionie, wiedziałem o "Żylecie". Zagrałem tylko jeden mecz z kibicami na trybunach i zaczęła się pandemia. Powiedziałem żonie, że zagrałem dla najlepszych kibiców na świecie i zrobiłem to tylko raz. Teraz strzelam dużo goli i chciałbym się nimi cieszyć z fanami. Czuję się, jakbym strzelał gole w kościele. Radość jest połowiczna.
- Pandemia też skomplikowała życie poza boiskiem.
Było wiele problemów. Moja córka urodziła się na Wyspach Kanaryjskich, nie miała paszportu. Myśleliśmy, że dostanie hiszpański paszport, ale to się nie wydarzyło. Musiałem lecieć do Madrytu do czeskiej ambasady, by to załatwić. To było po meczu z Jagiellonią, a wtedy mijał dopiero tydzień po mojej przeprowadzce do Warszawy. Musiałem złożyć prośbę o paszport. Dzięki temu żona i córka mogły opuścić wyspę. Wróciła do Czech, a ja do Warszawy. Przez miesiąc mieszkałem w hotelu, a 12 marca odebrałem kluczyki do domu. Wtedy postanowiliśmy, że żona i córka muszą przyjechać do mnie jak najszybciej, bo miały zostać zamknięte granice. Pojechałem w ich kierunku i spotkaliśmy się w Legnicy. Następnego dnia kupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy do domu, ale z tym również był problem, bo większość sklepów była zamknięta, a my dopiero się wprowadzaliśmy. Nawet nie chcę myśleć, co by się działo, gdybym musiał być kilka miesięcy sam, a żona z córką w Hiszpanii. Gdy przychodziłem do Legii, to moja córka miała przecież tylko miesiąc.