Robert Kasperczyk

i

Autor: Cyfrasport Robert Kasperczyk

Trener Podbeskidzia w rozmowie z „SE”: Zaszkodziła nam długa zima, ale się nie poddamy! [WYWIAD]

2021-05-07 13:54

Przed Podbeskidziem Bielsko-Biała być może kluczowy mecz całego sezonu. W przypadku sobotniego zwycięstwa nad Wisłą Płock „Górale” przeskoczą w tabeli Stal Mielec i zmuszą bezpośredniego rywala w walce o utrzymanie do zapunktowania z Legią Warszawa. Trener beniaminka Robert Kasperczyk (54 l.) w rozmowie z „Super Expressem poruszył m.in. temat przyczyn słabych wyników osiąganych przez zespół, a także zdradził jakie nastroje panują w drużynie przed finiszem sezonu.

Super Express: - Na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu sytuacja Podbeskidzia jest więcej niż trudna. Poza zdobywaniem punktów musicie także liczyć na korzystne rozstrzygnięcia w innych meczach.

Robert Kasperczyk: - Matematyka nie kłamie. Mamy trzy punkty straty do Stali Mielec. Od początku mieliśmy jednak świadomość tego, że wiosna w ekstraklasie jest zupełnie inna niż jesień. W pierwszej rundzie stosunkowo często zdarzają się bowiem sytuacje, w których faworyci notują wpadki z niżej notowanymi rywalami. Wiosna już jednak nie przebacza. Każda drużyna gra „na maksa” i trzeba się naprawdę mocno spiąć, aby wygrać z faworytem. Nam kilkukrotnie udało się co prawda ograć faworytów, ale widzimy jaka jest sytuacja w tabeli. Do ostatnich dwóch spotkań podejdziemy z pokorą, ale i ogromną chęcią zwycięstwa.

- W dalszym ciągu widzi pan w drużynie optymizm niezbędny do tego, aby w ogóle myśleć o nawiązaniu walki o utrzymanie?

- Zdecydowanie tak. Nie mamy w zespole żadnych pesymistów ani defetystów. Zespół jest zorientowany na walkę do końca. Zresztą zarówno piłkarze, jak i my – jako sztab szkoleniowy – gramy także o swoją przyszłość. Zawodnicy nie grają za darmo, mają przecież także zagwarantowane profity z tytułu utrzymania. Nasz cel jest jasno sprecyzowany i wszyscy wspólnie ku niemu zmierzamy.

Legia Warszawa kończy ligę bez gwiazd. Kto dostał wolne od Michniewicza?

- Jak pańscy piłkarze odebrali zwycięstwo Stali w Poznaniu? Na kilka minut przed końcem nic nie zapowiadało, że mielczanie ugrają choćby remis. Nie mówiąc już o zwycięstwie.

- Na pewno sytuacja z końcówki tego spotkania, gdzie Stal wyszarpała trzy punkty, nieco zachwiała zawodnikami. Szybko opanowaliśmy jednak sytuację i do najbliższego meczu przystąpimy w pełni zmobilizowani. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli w sobotę wygramy z Wisłą Płock to przeskakujemy mielczan i ponownie stawiamy ich pod ścianą. W niedzielę to na nich ciążyć będzie presja, aby z Legią ugrać jakiekolwiek punkty. Tak jak powiedziałem wcześniej, mamy świadomość tego o co gramy i ambicji na pewno nam nie zabraknie.

- Bieżący rok rozpoczęliście bardzo dobrze, zdobywając osiem punktów w czterech meczach. Potem coś się jednak zacięło. Jakie pańskim zdaniem były tego przyczyny?

- Przyczyn jest wiele. Na pewno wpływ na słabsze rezultaty miała sytuacja kadrowa. Z powodu różnego rodzaju urazów oraz pandemii COVID-19 w trakcie rundy wypadło nam wielu zawodników. Dla mnie osobiście największą bolączką – i powtarzałem to wielokrotnie – była przedłużająca się na południu Polski zima. Przed rundą przygotowywaliśmy się na zgrupowaniu w Poreču w Chorwacji, gdzie warunki mieliśmy doskonałe. Zespół wykonał tam kawał ciężkiej pracy i efekty widzieliśmy w dwóch pierwszych kolejkach na wiosnę. Potem jednak już z ogromną zazdrością patrzyłem na podgrzewane i świetnie przygotowane murawy, na których trenowała większość drużyn PKO BP Ekstraklasy. Podbeskidzie niestety nie dorobiło się jak na razie takich obiektów treningowych, co na pewno pokrzyżowało nam nieco plany. Mieliśmy także trochę problemów natury logistycznej. Obdzwoniliśmy praktycznie wszystkie ośrodki i bazy treningowe w okolicy, ale nikt nie chciał nas do siebie przyjąć. A przecież sroga zima i śnieżyce nie ustępowały praktycznie do końca kwietnia. To był moim zdaniem nasz największy problem, który wspólnymi siłami staraliśmy się przezwyciężyć. Muszę jednak zaznaczyć, że biorąc pod uwagę możliwości, którymi dysponowaliśmy – klub zachował się znakomicie, umożliwił nam trenowanie w możliwie najdogodniejszych warunkach.

Jan Tomaszewski MASAKRUJE Paulo Sousę, mówi o SZATAŃSKICH pomysłach. „Żądam od pana...” | Futbologia

- Wspomniał pan także o pojedynku z Wisłą Płock. Czy słaba dyspozycja, w której ostatnimi czasy znajduje się rywal będzie dla was swego rodzaju „światełkiem w tunelu”?

- Nie zgodzę się z tym, że Wisła Płock jest ostatnio w słabej dyspozycji. Wygrany mecz w Zabrzu, a także prowadzenie przez bardzo długi okres czasu w Mielcu po prostu temu przeczą. Powiedziałbym raczej, że „Nafciarze” są po prostu drużyną chimeryczną. Nie jest przecież tak, że w Płocku grają piłkarze „z łapanki”. Wisła ma kilku zawodników o naprawdę wysokiej klasie, którzy potrafią zapunktować w kryzysowych sytuacjach i mamy świadomość, że czeka nas bardzo ciężki mecz.

- Jeśli zwyciężycie to niejako „zaprosicie” Wisłę Płock do walki o utrzymanie. W sobotę w Bielsku-Białej będziemy zatem świadkami pojedynku „na noże”?

- Zgadza się. Zarówno my jak i Wisła umiemy liczyć i mamy świadomość, co nasze ewentualne zwycięstwo będzie oznaczało dla obu zespołów. W przypadku sobotniej wygranej doskakujemy do płocczan na dwa punkty. W piłce widziano już nie takie rzeczy i w ostatniej kolejce może wydarzyć się naprawdę wszystko. Mamy świadomość tego, kto do nas przyjeżdża i jak zmotywowani będą piłkarze Wisły. My skupiamy się jednak na sobie i sztab szkoleniowy – z moją skromną osobą na czele – zastanawia się przede wszystkim nad tym, w jaki sposób dobrać optymalny skład na ten mecz i możliwie jak najlepiej zmobilizować zawodników na to spotkanie.

Dominik Hładun specjalnie dla „Super Expressu”: Chcę grać w europejskich pucharach! [WYWIAD]

- Wasze zwycięstwo z Wisłą sprawi zatem, że płocczanom zacznie palić się grunt pod nogami…

- Tak podpowiada matematyka, natomiast ja mam nieco inne zdanie. Chłodna głowa, moja kalkulacja, a także znajomość realiów mówi, że będzie to pojedynek pomiędzy Stalą Mielec a nami.

- Sezon zakończycie wyjazdem na Legię. Gdzie upatruje pan szans swojej drużyny na zwycięstwo przy Łazienkowskiej?

- W tym momencie absolutnie nie zaprzątam sobie głowy Legią. W ramach odpowiedzi przypomnę tylko nasze pierwsze spotkanie przeciwko warszawskiej drużynie. Nie wygraliśmy tamtego meczu wirtuozerią piłkarską, tylko ogromną ambicją, charakterem. Szeroko rozumiany cechami wolicjonalnymi.

- Ewentualna wygrana w Warszawie wspaniale spięłaby klamrą pańską dotychczasową, drugą przygodę z Podbeskidziem. Zwycięstwo w ponownym debiucie oraz na zakończenie sezonu.

- O niczym innym nie marzę (śmiech).

Sonda
Który zespół spadnie w tym sezonie z PKO BP Ekstraklasy?

- Jeśli chodzi o wyjazdowe zwycięstwa z Legią ma pan już także pewne doświadczenie. Jesienią 2011 roku absolutny wtedy beniaminek ekstraklasy – dowodzone przez pana Podbeskidzie – wygrał przy Łazienkowskiej 2:1.

- Zgadza się. Przyjechaliśmy wtedy na Legię w roli kompletnego outsidera i udało nam się sprawić ogromną sensację, wracając z Warszawy z tarczą. I niech to będzie taką dobrą wróżbą przed meczem kończącym obecny sezon.

- Według pana Podbeskidzie jest na tyle stabilnym i dobrze zarządzanym klubem, że nawet w przypadku ewentualnego spadku będzie w stanie szybko powrócić do krajowej elity?

- Przede wszystkim obecnie nie zakładam takiego wariantu, w którym spadamy z ligi. Nawet z racji wykonywanej profesji oraz pełnionej funkcji nie wypada mi rozpatrywać takiego scenariusza. Mogę jednak powiedzieć, że odkąd rozpocząłem swoją drugą przygodę z Podbeskidziem widzę, że w klubie pracują na tyle kompetentni i oddani ludzie, że wypada spojrzeć na to wszystko w optymistycznym tonie.

Rozmawiał Paweł Staniszewski

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze