Wrocławski Śląsk wciąż niepokonany na własnym stadionie. Tym razem przy ul. Oporowskiej poległa Arka.
Mecz był zacięty, pełen nerwowości i zmiennych emocji. Prowadzenie po szybkiej kontrze zdobył dla Śląska już w 16. minucie Sebastian Mila, któremu szczególnie zależało na pogrążeniu gdynian, bo kiedyś był zawodnikiem rywala zza między, czyli Lechii Gdańsk.
- Mój plan się powiódł, strzeliłem Arce gola, a to jeden z moich największych rywali - cieszył się "Roger".
Goście odgryźli się w doliczonym czasie gry pierwszej połowy.
- To nas podłamało, do szatni schodziliśmy ze spuszczonymi głowami i nie było łatwo się podnieść. Na szczęście trener potrafił nas zmobilizować - dodał Mila.
Gola na wagę zwycięstwa strzelił na kwadrans przed końcem Tomasz Szewczuk (30 l.). Trener Arki Czesław Michniewicz był niepocieszony.
- Już wiele razy powtarzałem, że Arka do tego sezonu była przygotowywana w nienormalny sposób. Zaczęliśmy ligę z wysokiego C, ale proza życia nas weryfikuje - podsumował szkoleniowiec gości, który żółto-niebieskich przejął tuż przed początkiem rozgrywek. - Przegraliśmy bardzo ważny mecz i długo będziemy analizować te niewykorzystane sytuacje.
W trakcie tygodnia Michniewicz przesunął do drużyny rezerw 7 piłkarzy (m.in. Chmiesta, Mazurkiewicza, Baslera), którzy potem wyżalili się w mediach.
- Podjąłem tę trudną decyzję, bo okazało się, że są w drużynie zawodnicy, którzy nie stanowią w ogóle konkurencji - wyjaśniał trener Arki. - A rolą zawodnika jest spocenie koszulki na treningu, a nie moczenie rękawa dziennikarzowi.