Zanim ogłoszono wyrok, zgromadzeni w siedzibie PZPN dziennikarze byli świadkami komicznej szopki. Kiedy okazało się, że klamka zapadła i lubinianie mają zostać zdegradowani, prezes Zagłębia Robert Pietryszyn zdecydował się na desperacki atak. Zwołał konferencję prasową, na której chciał zaatakować członków Wydziału Dyscypliny. Pracownicy PZPN oświadczyli jednak, że o żadnym spotkaniu z dziennikarzami nie może być mowy.
Zgasili im światło
- Nie jesteście u siebie! Róbcie sobie konferencje gdzie indziej! - wrzeszczał na rzecznika "miedziaków" Michał Kocięba z PZPN.
Uparty prezes Pietryszyn jednak postawił na swoim i konferencję zrobił, ale odbyła się ona... po ciemku, bo jeden z pracowników PZPN złośliwie zgasił światło. To był jednak tylko początek zabawnego przedstawienia.
- W rękach przewodniczącego Michała Tomczaka i jego kolegów z Wydziału Dyscypliny nie spoczywa miecz sprawiedliwości, ale noże sprężynowe, którymi próbują dźgać w ciemnej bramie! - grzmiał prezes Pietryszyn.
Kilka godzin później Zagłębie zostało zdegradowane i lubinianie już zapowiadają zażartą walkę w procesie odwoławczym.
- Wzięli ten nóż i w atmosferze śmiechów i szyderstw zadźgali Zagłębie. Ale się nie poddajemy - komentuje w swoim stylu Pietryszyn.
Skarga do ministra
O tym, że prezes "miedziaków" nie będzie przebierał w środkach, przekonaliśmy się już wczoraj. Jeszcze przed wyrokiem złożył wniosek o... zawieszenie Tomczaka i całego WD, oskarżając te grono o stronniczość i brak profesjonalizmu.
- To jest jakaś inkwizycja, a nie cywilizowany sąd. Nie będę się poddawał degradacji na podstawie jakichś świstków, bo nawet nie możemy się doprosić dokumentów potwierdzających, że jest w ogóle jakieś formalne porozumienie między WD a prokuraturą wrocławską - pieklił się Pietryszyn. - Domagam się takich dokumentów, a jeżeli ich nie otrzymam, to złożę skargę do ministra sprawiedliwości.
Nie ma pobłażania
Na koniec oświadczenia ambitny prezes uderzył w tkliwy ton.
- Nie chcę, by zapamiętano Pietryszyna jako prezesa, który lekkomyślnie podpisał wniosek o degradację klubu, przekreślając tym samym ciężką pracę wielu osób i zaufanie kibiców - żalił się.
Na członkach WD te narzekania nie zrobiły jednak wrażenia.
- Innej kary niż degradacja nie można było sobie w tym przypadku wyobrazić. A władzom Zagłębia jakoś nasz materiał dowodowy wcześniej odpowiadał. To tylko wybieg mający przedłużyć postępowanie i przygotować grunt pod późniejsze odwołanie - podsumował Tomczak. - Nasza decyzja to kolejny sygnał dla wszystkich działaczy, że nie ma pobłażania dla korupcji.