- Pierwsza połowa była dosyć bezbarwna. Nie spodziewałem się, że Śląsk będzie szukał kontrataku "na wydrę". Boisko było bardzo szybkie, polane wodą. Wiedzieli, że gramy dużo piłką w środku pola, a tam jest łatwo o stratę, więc przechwyt tej piłki spowoduje okazję do ataku. Wydaje mi się, że ustrzegliśmy się tego w pierwszej połowie, dlatego było niewiele sytuacji podbramkowych - analizował po spotkaniu Urban.
- Oczywiście, my nie mogliśmy zadowolić się remisem, dlatego w drugiej połowie zagraliśmy dużo bardziej agresywnie, bliżej przeciwnika, w wielu momentach prowokując Śląsk, by się pogubił. Mieliśmy więcej sytuacji, choć nie tak dużo. Mecz stał się bardziej otwarty, ale w dalszym ciągu mamy problemy ze strzelaniem bramek i nad tym musimy pracować. To nie jest łatwa sprawa - poprawić skuteczność. Najlepszym lekarstwem jest strzelanie bramek i uwierzenie we własne siły. Wtedy na pewno każdy zawodnik jest pewniejszy i zachowuje się zupełnie inaczej w tych sytuacjach podbramkowych. Na pewno pozostał niedosyt, bo wydaje mi się, że w drugiej połowie zrobiliśmy więcej niż Śląsk, by wywieźć stąd trzy punkty. Dopiero w trakcie sezonu okaże się, czy ten punkt jest dobry, czy też straciliśmy dwa "oczka". Śląsk na własnym terenie nikomu łatwo punktów nie odda - dodał.
W meczu ze Śląskiem do warszawskiej drużyny wrócił Takesure Chinyama. Król strzelców poprzedniego sezonu był dużo groźniejszy niż Marcin Mięciel, którego zmienił na początku drugiej połowy. - Chinyama nie grał oficjalnego meczu od 30 maja. Trenuje z nami dopiero trzy tygodnie, przeszedł operację i na pewno nie wytrzymałby całego spotkania, stąd decyzja, by zagrał w drugiej połowie, na bardziej zmęczonych zawodników Śląska - tłumaczył swoje ruchy personalne Urban.
Antoni Łukasiewicz był jednym z kilku graczy Śląska, których zaskoczyło ustawienie legionistów (4-5-1). Trener Jan Urban, na pomeczowej konferencji prasowej, był równie zaskoczony⌠wypowiedziami piłkarzy WKS-u. - Kto tak mówił? Zawodnicy Śląska? To znaczy, że nie śledzą ligi. Legia zawsze gra systemem 4-5-1, więc tutaj żadnej zmiany nie było. Nie wiem, skąd wyciągnęli takie wnioski.
W spotkaniu ze Śląskiem na boisku zabrakło Jakuba Rzeźniczaka oraz Marcina Komorowskiego. Obaj uczestniczyli w zgrupowaniu reprezentacji Polski, dlatego trener Jan Urban dał im odpocząć. - Nie wiedziałem, w jakiej są dyspozycji, nie trenowali z nami. Mogłem sobie na to pozwolić, bo akurat na tych pozycjach mam Kiełbowicza i Szalę. W pierwszej połowie nie byłem zadowolony nie tylko z ich postawy. Nasi dwaj środkowi obrońcy (Choto i Astiz - przyp. red.) zagrali prawie bezbłędnie, ale brakowało nam tej agresywności, którą pokazaliśmy w drugiej połowie.
Legia już po kilku kolejkach ma kilkupunktową stratę do Wisły. Jan Urban nie załamuje rąk, gdyż do zakończenia sezonu pozostało wiele spotkań. - Jest za szybko, żeby się bać. Zobaczymy, co Wisła zrobi w Gdańsku. Byliśmy w podobnej sytuacji w tamtym roku, mieliśmy po dwóch kolejkach pięć punktów straty. W ciągu całego sezonu odrobiliśmy dziewięć, w końcówce mieliśmy cztery punkty przewagi nad Wisłą i dopiero remis na własnym boisku z Lechem Poznań i porażka w Krakowie spowodowały, że Wisła nas wyprzedziła. Zostało do końca dużo spotkań i to jest do odrobienia. Tylko i wyłącznie wtedy, gdy poprawimy naszą skuteczność, bo bez strzelania bramek nie będzie to łatwa sprawa - zakończył Urban.
Urban: Śląsk grał "na wydrę"
Szkoleniowiec legionistów, Jan Urban narzekał na skuteczność swojej drużyny w sobotnim meczu ze Śląskiem Wrocław. Kluczem do zdobywania goli mają być nie treningi strzeleckie, a kolejne spotkania, w których jego podopieczni poczują się pewniej pod bramką przeciwnika.