Spór między nowymi władzami Wisły Kraków a środowiskiem kiboli z Reymonta rozpoczął się w miniony weekend. Wtedy to wydano zakaz wywieszenia flagi "Wisła Sharks" na trybunie, zajmowanej przez najbardziej zagorzałych fanatyków "Białej Gwiazdy". Nowi działacze zdają sobie bowiem sprawę z przestępczych powiązań niektórych członków tej kontrowersyjnej grupy. Kibole z Grodu Kraka szybko zareagowali na zakaz. W związku z jego wydaniem, postanowili nie wywiesić żadnej swojej flagi w trakcie spotkania z "Portowcami" oraz nie prowadzić zorganizowanego dopingu przy okazji tej rywalizacji. Liczyli, że rządzący przy Reymonta zmiękną i pójdą na ustępstwa.
Wygląda na to, że nie ma na to żadnych szans. Jarosław Królewski, który żywo zaangażował się w ratowanie Wisły, jednoznacznie stwierdził, że nie chce przy Reymonta kiboli. - Chciałbym, żeby byli ultrafani, którzy kochają Wisłę, kibicują jej, śpiewają na meczach i są w tym zaciekli. Jest natomiast poziom bandytyzmu, którego nikt nie chciałby widzieć na ulicy przed domem. Tego nie chcemy - powiedział w rozmowie z "Gazetą Krakowską", sugerując, że nie ma żadnych szans na ustępstwa ze strony klubu.
Jednocześnie Jarosław Królewski zapewnił, że jest w stanie pomóc w uszyciu nowych flag. Jedynym warunkiem biznesmena jest to, by nie budziły one żadnych kontrowersji, mogących przeszkodzić w negocjacjach z potencjalnymi inwestorami. Na takie rozwiązanie nie chcą znowu zgodzić się zorganizowane grupy kibicowskie Wisły. Według nich zakaz wywieszania flagi bojówki "Wisła Sharks" to ingerencja w ich działalność.
Polecany artykuł:
Polecany artykuł: