Super Express: Wiem, że miasto Chersoń, leżące w pana rodzinnych stronach, zostało w niedzielę zbrodniczo zbombardowane przez Rosjan.
Ołeksji Dytiatjew: - Pozwoli pan, że wyjaśnię, bo znam szczegóły, o których nie wszyscy wiedzą. Od razu w pierwszy dzień wojny, rosyjskie wojska weszły bez walki do mojego miasta Nowa Kachowka (77 km od Chersonia -red.)i tam rządzą. Wywiesili swoje flagi, miasto jest okupowane, ludzie siedzą w schronach, a Rosjanie walą z dział wielkiego kalibru w stronę wojsk ukraińskich właśnie w Chersoniu, Mikołajowie.
- Pana rodzina mieszka w Nowej Kachowce?
- Tak, tam się urodziłem. Mieszkają tam zarówno moi rodzice, jak i żony. Wiem, że siedzą w domach, bo obowiązuje godzina komendancka narzucona przez Rosjan, czasami schodzą do schronów. Ci co chcą wyjechać zmuszeni są do pozostania, czyli miasto jest zablokowane. Z każdym dniem wygląda to coraz gorzej, bo nikt nie może wjeżdżać do miasta i zaczyna brakować wielu produktów, żywności, a z zapasów korzystają przed wszystkim Rosjanie, którzy zmieniają dyslokację, żeby było trudniej ich namierzyć. Maskara. Piszą do mnie ludzie stamtąd, a ja czuję się bezradny, bo nie mogę w niczym pomóc. Zablokowane są bankomaty, nie ma gotówki a tylko nią można płacić.
- Widzę, że ma pan dokładne informacje stamtąd…
- Tak, telefonicznie i przez inne komunikatory od ludzi, których znam i wiem, że są one prawdziwe. Dużo fejk newsów pojawia się w internecie, również produkowanych przez Rosjan. O Nowej Kachowce przez 3 dni nic się nie mówiło w ukraińskiej telewizji, może właśnie dlatego, że jest zablokowana przez Rosjan. A ludzie stamtąd chcą, żeby się mówiło, bo wierzą, że przyjdą ukraińskie wojska i ich wyzwolą.
- Ma pan obawy o losy rodziców?
- Od pięciu dni praktycznie nie śpimy. Co pół godziny dzwonimy albo piszemy, żeby dowiedzieć, co się tam dzieje. Nawet trudno słowami oddać, to co czuję. Dzieją się rzeczy straszne, wynikające również z tego, że ludzie w mieście są spanikowani i nie wiedzą jak się zachować. Kiedy auto osobowe nie zatrzymało się na żądanie Rosjan, bo kierowca spanikował, to wtedy zaczęli strzelać w ich kierunku i zabili młode małżeństwo z rocznym dzieckiem. W innym przypadku zabili troje ludzi, również 6-letnie dziecko i podchodzili strzelając z bliska, upewniając się, czy jeszcze żyją. Dramat.
- Próbował sprowadzić pan rodziców do Polski?
- Tak, ale nie zdążyli wyjechać. Ponaglałem ich, żeby wyjeżdżali, ale oni nie wierzyli do ostatniego momentu, że dojdzie do wojny. Jeszcze gdy rosyjskie czołgi wjeżdżały do Nowej Kachowki, to chcieli stamtąd wyjeżdżać, ale już było za późno.
- Piłkarze z Ukrainy w całej Europie protestują sprzeciwiają się wojnie i Putinowi, jak choćby Oleksandr Zinczenko, który praktycznie rozpłakał się na boisku.
- Widziałem to, ale powiem szczerze, że jakoś nie rozczula mnie to. Wierzę, że każdy z nich mocno przeżywa i niech będzie to pokazywane, ale to nie jest teraz najważniejsze. Kiedy naprawdę wiesz co się dzieje na Ukrainie, albo sam odczuwasz to fizycznie, samo współczucie to jest za mało. Imponuje mi postawa Polaków, którzy zareagowali w taki sposób. Do mnie piszą ludzie, proponują pomoc – mieszkanie, żywność, ubranie. Skłonni są przyjąć uchodźców z Ukrainy do siebie. Pomoc oferują kibice Cracovii. Kolega z drużyny Michał Siplak napisał, że jego rodzina może przyjąć Ukraińców w potrzebie, w swoim domu na Słowacji. To wielka rzecz i jeśli tak się będziemy zachowywać, to Rosja nie wytrzyma i nie pokona nas nigdy.
- A pana zdaniem jak można zatrzymać tę wojnę?
- Im szybciej świat zrozumie, że to nie jest problem tylko Ukrainy, ale całej Europy, a wręcz całego świata tym lepiej. Musi być reakcja każdego kraju. Byłem niedawno w obozie w Oświęcimiu i na koniec zwiedzania pani zacytowała nam wiersz niemieckiego autora (Martin Niemöller -red.) i polecam zapoznać się z nim każdemu. Mówi o tym, że nigdy nie można milczeć i zostawiać kogoś samego, gdy dzieje się zło.