- Cała piłkarska Europa mówiła o panu z uznaniem, gdy wprowadził pan słowackiego kopciuszka - Żilinę - do Ligi Mistrzów. Można porównać Żilinę z Zagłębiem?
Pavel Hapal: - Pod względem stadionu to nie ma o czym mówić. Ten Zagłębia jest większy, ładniejszy, bardziej nowoczesny. Podobieństwo widzę natomiast w samej drużynie, w klubie. I tu, i tam czuło się dużą chęć odniesienia sukcesu.
- Żilinę wprowadził pan do Ligi Mistrzów kosztem rodaków ze Sparty Praga. Nie miał pan przez to nieprzyjemności w Czechach?
- Na szczęście dostałem więcej SMS-ów pozytywnych niż negatywnych. Cieszyłem się po tym meczu niezmiernie, ale nie dlatego, że wyeliminowałem swój były zespół. Odniosłem po prostu życiowy sukces jako trener, a że kosztem Sparty? Takie jest życie...
- Wszyscy chwalą pana za pracę z Żiliną, ale na Słowacji wybił się pan najpierw jako trener Nitry...
- Doprowadziłem ten zespół do trzeciego miejsca w lidze, najwyższego w historii klubu. Dla Nitry to była niesamowita sprawa.
- Wcześniej był pan dobrym piłkarzem. Najlepszy i najgorszy moment w karierze? Gol z Realem, przestrzelony karny z Barceloną?
- Strzelić gola Realowi to cudowne uczucie. To było w Pucharze UEFA, byłem piłkarzem Sigmy Ołomuniec. U nas było 1:1, a w rewanżu 1:0 dla Realu po golu Hugo Sancheza w 90. minucie. A Barcelonie rzeczywiście nie strzeliłem karnego. Ale to nic w porównaniu z nieszczęściem, jakie mi się przydarzyło na cztery tygodnie przed ME w 1996 roku. Odniosłem kontuzję, nie pojechałem do Anglii, a koledzy zostali tam wicemistrzami Europy.
- Teraz ma pan okazję pracy w Polsce, a jakie były wcześniejsze spotkania z naszą piłką?
- Przyjemne. Jako piłkarz Bayeru Leverkusen grałem w Pucharze UEFA z GKS Katowice. Na wyjeździe było 4:1 dla nas, a w rewanżu 4:0. To ja ustaliłem ten drugi wynik, już w... 28. minucie.
- To prawda, że dobrze zna pan słynnego hokeistę Jaromira Jagra?
- Jesteśmy kolegami. Swego czasu wręczał mi nagrodę dla najlepszego trenera. Kilka razy grałem z nim w piłkę. To ważna i cenna znajomość dla mnie, bo Jagr to wielka osobowość w Czechach.
- A zna pan polskich hokeistów? Dwóch przebiło się nawet do NHL...
- Tak, pamiętam. Czerkawski grał, a Oliwa miał specjalne zadania do wykonania (śmiech).