Legia wywiozła ze stolicy Danii remis 1:1 i jest bliższa awansu do IV rundy eliminacji Ligi Europejskiej. Podopiecznych Jana Urbana (47 l.) urządza nawet wynik bezbramkowy.
- Nie zamierzamy jednak kurczowo trzymać się własnej połowy - zapewnia w rozmowie z "Super Expressem" Mięciel. - Duńczycy naprawdę potrafią grać w piłkę. A obrońcy to prawdziwe kozaki! Jeden Murzyn ma chyba ze 2 metry i nie ma szans wygrać z nim pojedynku główkowego. Dlatego trzeba grać kombinacyjnie, po ziemi.
Mięciel ma nadzieję, że do rozstrzygnięcia meczu nie będą potrzebne dogrywka i rzuty karne.
- Dobrze pamiętam dramatyczny mecz Broendby - Widzew w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Wolałbym uniknąć takich emocji. Kiedyś w barwach Legii też grałem w takim spotkaniu. Po porażce 2:4 z Panathinaikosem w Atenach, przed rewanżem byliśmy skazywani na porażkę. Ale na Łazienkowskiej wygraliśmy 2:0, a ja strzeliłem jednego gola. Marzy mi się bramka również w dzisiejszym meczu - mówi.
Przed meczem w Kopenhadze Mięciel nigdy nie odwiedził Danii. Z tym krajem kojarzą mu się niemiłe wspomnienia. - Jako dzieciak uwielbiałem duńskie klocki lego, ale były drogie i nie mogłem ich kupić. Brałem udział w konkursach, ale nie udało mi się ich wygrać.
- Z czym jeszcze kojarzy mi się Dania? Chyba z księciem Danii - Hamletem i jego "być albo nie być". A poza tym z piwem Carlsberg, którym chciałbym opić awans Legii do kolejnej fazy eliminacji - zapowiada Mięciel, który wciąż czeka na bramkę po powrocie na Łazienkowską.
Kiedyś słynął ze wspaniałych strzałów przewrotką. - Ale nie jestem już młodzieniaszkiem i wolałbym się nie połamać przy pierwszej próbie przewrotki. Ważne, żebym w ogóle strzelił gola i razem z kolegami cieszył się z awansu - kończy ze śmiechem.