"Super Express": - Wisła straciła najwięcej bramek z wszystkich drużyn fazy grupowej - aż 13, a Standard najmniej - jedną. Tak wielka jest różnica w umiejętnościach obrońców obu drużyn?
Marcin Wasilewski: - To było jesienią, teraz to może wyglądać inaczej. Najważniejsze, żeby nie wystraszyć się Standardu. To dobry zespół, ale... Wisła też jest dobra. Mój Anderlecht pokonał Standard w niedzielę 2:1, mimo że rywal się napinał, bo chciał się zrewanżować za wpadkę 0:5 w poprzednim meczu. Wisłę też stać na wygraną.
- Poszukajmy słabych punktów Standardu. Bramkarz Sinan Bolat?
- Jest bardzo nierówny. Jego minusem jest to, że szybko... ląduje na tyłku. W sytuacjach sam na sam nie czeka do końca. Przy pierwszym zwodzie napastnika już siedzi na ziemi. Warto o tym pamiętać, bo można mu "sprzedać" ładnego loba.
- Bolat ma też swoje plusy. Jest jedynym bramkarzem w historii Ligi Mistrzów, który strzelił gola z akcji...
- Tak. Dzięki jego bramce w doliczonym czasie gry Standard zajął trzecie miejsce i przeszedł do Ligi Europejskiej kosztem Alkmaar, w którym grał... Kew Jaliens, obecnie wiślak. Bolat jest również groźny z innego powodu - szybko wznawia grę po przejęciu piłki, z czego może pójść bardzo groźna kontra.
- Ofensywa to atut Standardu?
- Tak, bo za atak odpowiadają Ciriac i Tchite. Z tym drugim grałem w Anderlechcie i wiem, co potrafi. W powietrzu prawdziwy demon. Obrońcy Wisły nie mogą "przysnąć", bo Tchite czasem stoi 89 minut, ale jednym zrywem rozstrzyga o wyniku.
- Większość uważa, że szanse są pół na pół.
- O umiejętności Wisły się nie boję, martwi mnie tylko różnica w liczbie meczów. Standard w tym roku zagrał sześć ligowych i pucharowy, a Wisła żadnego. Nie tak łatwo to zniwelować.