Radosław Murawski

i

Autor: Cyfrasport Radosław Murawski (z prawej) i jego radość w meczu Lecha z Austrią

Lech wraca na pucharowe areny

Radosław Murawski przed starciem z Bodø/Glimt zwraca uwagę na ważną rzecz. To może być atut Kolejorza [ROZMOWA SE]

2023-02-15 16:33

Po niewyraźnym początku wiosny – remisy ze Stalą Mielec i Miedzią – Lech wszedł już w lidze na zwycięską ścieżkę. W miniony weekend wygrał w Płocku dzięki bramce Radosława Murawskiego – pierwszej od kilkunastu miesięcy autorstwa tego zawodnika. Teraz przed poznaniakami wyzwanie międzynarodowe: pierwszy mecz 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Daleko, za kołem podbiegunowym, na sztucznej murawie i z przeciwnikiem, który na razie gra tylko sparingi. Murawski opowiedział „Super Expressowi” o znaczeniu tych faktów.

„Super Express”: - Gol w Płocku poprawił pańskie samopoczucie?

Radosław Murawski: - Przyszedł w trudnym dla nas momencie, bo – w porównaniu z liczbą sytuacji, jakie stwarzamy – bramek zdobywaliśmy dotąd jak na lekarstwo. A dla mnie osobiście jest nagrodą za ciężką pracę wykonywaną na treningach i w trakcie meczu.

- Miał pan w meczu z Wisłą z tyłu głowy myśl, że jest na trybunach nowy selekcjoner?

- Wiedzieliśmy wszyscy, że będzie na meczu. Ale – jeśli mam mówić o sobie – nie wpłynęło to w żaden sposób na moje podejście do obowiązków. Nie chodziło mi po głowie: „Musisz za wszelką cenę się pokazać z najlepszej strony”. Bo tak naprawdę jedyne, co muszę, to robić jak najlepiej na boisku to, co potrafię.

- Maciej Bartoszek na naszych łamach ocenił: „Murawski zasługuje na powołanie”. Marzeń o kadrze pan nie porzucił?

- Nie, wciąż są ważne. Bardzo bym się cieszył, ale wiem, jak daleka do tego droga. Skupiam się na tym, na co mam wpływ. Pewnie, że cieszę się, iż selekcjoner na żywo widział mój występ i moją bramkę. Ale to ja przede wszystkim muszę być po końcowym gwizdku zadowolony ze swojego występu. Jeśli będę mieć takie uczucia po każdym kolejnym spotkaniu, może doczekam się miłego zaskoczenia w kontekście reprezentacji.

- Skoro padło pytanie o marzenia reprezentacyjne, nie może zabraknąć pytania o marzenia o obronie tytułu. Wierzycie w to po dwóch remisach u progu wiosny?

- Pogubiliśmy parę u punktów, to fakt. Ale teraz zaczęliśmy wygrywać, wróciliśmy do gry o mistrzostwo. Owszem, strata do Rakowa wciąż jest spora, ale Raków też jeszcze gdzieś punkty straci. A my musimy przede wszystkim patrzeć na siebie i wygrywać kolejne mecze.

- W Płocku się udało, ale najlepszym piłkarzem Lecha był w tym meczu bramkarz, Filip Bednarek...

- Najważniejsze, że wygraliśmy! A że akurat „Bedi” był najlepszym naszym piłkarzem? Nie dziwi mnie to, bo jest fantastycznym bramkarzem. Pewnie, że byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie musiał interweniować. Ale dzięki temu, że dokłada wielką cegiełkę do naszych zwycięstw, czuje się potrzebny i ważny. Więc czasem – jak w Płocku, gdzie większość okazji Wisła miała po naszych błędach, które zdarzyć się nie powinny – dajemy mu szansę pokazać swoją wartość (śmiech). A on świetnie się sprawdza w roli tego, który nasze wcześniejsze błędy naprawia.

- Przed wami teraz wyzwanie międzynarodowe. Bodo/Glimt to rywal zapewne dużo bardziej tajemniczy, niż np. Villareal. Co pan powie o Norwegach?

- Mamy już wiedzę na temat rywali, przekazaną nam przez trenera, przez analityków. Wiemy, na jakim etapie przygotowań są w tej chwili. Jednak wiedza o przeciwniku to jedno; ważniejsze jest to, jak ją wykorzystamy. Musimy się skupić przede wszystkim na sobie, na realizacji planu, który mamy.

- Do którego z tegosezonowych rywali Lecha w pucharach jest – pana zdaniem – najbliżej Norwegom?

- Trudno odpowiedzieć na takie pytanie. Każda drużyna jest inna, ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Nie chcę zdradzać tego, co nam przekazano w trakcie przygotowań do tego dwumeczu. Trzeba jednak pamiętać, że Bodo/Glimt w ubiegłym sezonie wygrywało z Romą, że całkiem niedawno jak równy z równym walczyło z Arsenalem, z PSV Eindhoven. To nie są „nołnejmy”! Z drugiej strony – pokazaliśmy już niejednokrotnie w pucharach, że trzeba nas szanować; ba, trzeba się nas obawiać. Bardzo wierzę w to, że ta pucharowa przygoda po tym dwumeczu będzie mieć dla nas ciąg dalszy.

- Czy fakt, że wy jesteście już w trakcie ligowych gier, a rywal wciąż na etapie sparingów – i to w słonecznej Hiszpanii, może mieć znaczenie?

- Myślę, że tak. To jednak zupełnie inne doświadczenie: sparingi a mecze mistrzowskie. Mam wrażenie, że od pierwszego wiosennego meczu ligowego, zremisowanego ze Stalą, w każdym kolejnym występie wchodziliśmy we właściwy rytm i wskoczyliśmy na odpowiednie tory, jeśli chodzi o zdobycz punktową. Norwegowie zaś wciąż jeszcze są w rytmie charakterystycznym dla okresu przygotowawczego, w którym zwykle ma się w nogach pracę wykonaną na obozie. Wciąż jeszcze „łapią bazę” na przyszłość, na rozgrywki o punkty. My z kolei – dzięki łapaniu świeżości w grach ligowych – mamy fundament pod to, by dobrze wyglądać w dwumeczu z nimi.

- Przyjdzie wam zagrać w czwartek na sztucznej murawie. Co pan na to?

- Osobiście bardzo nie lubię sztucznej trawy. To nic dobrego dla zdrowia: miałem w przeszłości problemy z kolanami, z kostkami. Oczywiście nie będzie to mieć wpływu na moje podejście do gry, ale zawsze istnieje ryzyko, że po grze na takiej nawierzchni coś się odezwie...

- A wpływ takiej murawy na sposób gry? Na taktykę?

- Na sztucznej trawie – zwłaszcza mokrej – piłka śmiga znacznie szybciej, i to trzeba będzie wziąć pod uwagę. Plus to, o czym mówiłem: mecz na takiej nawierzchni wchodzi w nogi znacznie mocniej, niż na naturalnej.

- Wynik, który pana usatysfakcjonuje?

- Jedziemy po zwycięstwo. Wiadomo, że jak się meczu wygrać nie da, to trzeba go zremisować. Ale nie będziemy się murować. Nie chcemy gry na 0:0, na przeczekanie i liczenie na to, że sprawę rozstrzygniemy w Poznaniu. Z drugiej strony – trzeba zagrać mądrze, być drużyną przez całe 90 minut, by w tym pierwszym meczu nie stracić szans na awans.

- Joel Mvuka – tak nazywa się rywal, którego Bodo sprzedało do Francji za ponad 6 mln euro i... wypożyczyło od razu na rundę wiosenną, więc przeciwko wam zagra. Kwota robi wrażenie?

- Robi. Ale przecież my sprzedaliśmy „Kamyka” za 10 mln euro, więc jesteśmy pewnie na podobnym poziomie. Krótko mówiąc: powinniśmy Norwegów szanować, ale nie powinniśmy się ich obawiać.

Sonda
Czy Lech Poznań awansuje do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy?
PKO Ekstraklasa Raport 13.02
Najnowsze