- Gramy przeciwko naprawdę trudnemu rywalowi. Piłkarze Vinkinguru są na murawie jak... Wikingowie – mam na myśli to, że jeśli już atakują, to niemal całym zespołem. I mnie się to podoba; team spirit to strasznie ważna rzecz – John van den Brom na dobę przed pierwszym gwizdkiem czwartkowego meczu chwalił przeciwnika swych podopiecznych. I choć jego podopieczni gotowi być mają na walkę z rywalem, on sam zakłada, że o wyniku zdecydują umiejętności czysto piłkarskie.
Lech Poznań wpadnie w tarapaty? Kluczowy zawodnik może odejść, interesuje się nim klub Serie A!
- Przyjechaliśmy tu grać w piłkę, a nie toczyć pojedynki wręcz – Holender sugestywnie pokazywał nawet, jak wyglądają takie pojedynki. - Mamy szacunek dla Islandczyków; oglądaliśmy ich mecze z Malmoe, zrobili w nich świetną robotę, choć ostatecznie odpadli. Ale myślę, że jako mistrz Polski jednak jesteśmy faworytem tego dwumeczu. Szanse na awans oceniam 60 do 40 na korzyść Lecha – dodał. I... złapał się za głowę, albo przynajmniej chciał, wedle dalszych słów.
- Kiedy usłyszałem co powiedziałem, złapałem się za głowę: po co nakładam presję na drużynę? - uśmiechnął się szeroko van den Brom. Z miejsca jednak dodał: - Oczywiście mogłem powiedzieć „50 na 50”, bo tak było najłatwiej Ale ja wierzę w mój zespół, w piłkarską jakość zawodników – dopowiedział. Zaznaczył zarazem, że cieszy go możliwość gry „na dwóch frontach”. - Ekstraklasa jest oczywiście bardzo ważna, a w niej na razie nie ma dobrych wyników. Dzięki pucharom możemy jednak na chwilę o tym zapomnieć, skupiając się właśnie na nich. Do fazy grupowej mamy jeszcze dwa stopnie do przebycia. Wierzę, że się uda – zapewnił.
To silna strona rywala Lecha Poznań. "Trzeba być czujnym, bo mogą zaskoczyć"
Poznaniacy środowe przedpołudnie spędzili na dwugodzinnej wycieczce, poznając wyspiarskie atrakcje. Jedna z nich poznać się zresztą dała sama: to wulkan Fagradalsfjall i jego erupcja, która rozpoczęła się o godzinie 16.00. Islandczycy zapewnili jednak, że mecz i powrót poznaniaków nie są zagrożone. - To fajna rzecz: poznawać nowe kraje i nowe kultury. Bardzo nam się tu podoba, ale przylecieliśmy tu grać w piłkę – raz jeszcze przypomniał cel podróży trener Lecha. Wśród jego podopiecznych na murawie na pewno zabraknie bramkarza Artura Rudko. Jest w Reykjaviku, ale nie wyleczył jeszcze kontuzji, której nabawił się w meczu z Dinamem Batumi.
Listen to "SuperSport" on Spreaker.