"Super Express": - Masz wyrzuty sumienia? Mogłeś przecież sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś uprawniony do gry w meczu z Celtikiem.
Bartosz Bereszyński: - A dlaczego miałbym to robić? Ja jestem od grania, a nie sprawdzania papierków. Są w Legii ludzie, którzy zajmują się tymi sprawami. Ja skupiam się na grze, nie w mojej gestii leży przygotowywanie protokołów. Zostały popełnione błędy ludzkie, ale konsekwencje nie musiały być tak drakońskie.
Fani Celtiku hejtują Artura Boruca, bo przyłączył się do akcji #NiechWygraFutbol
- A czy to prawda, że przed meczem Duszan Kuciak pytał, czy nie jesteś czasem zawieszony?
- Nie było takiej sytuacji.
- Jesteście rozczarowani postawą władz Celticu?
- Bardzo. Zasługujemy chyba na to, aby chociaż odebrać od nas telefon i powiedzieć nawet: "Nie oddamy wam miejsca w LM". Wszystko byłoby jasne. Ale piłka nożna to biznes, tu nie ma sentymentów.
- Wierzycie w to, że UEFA dzisiaj zmieni decyzję?
- Tak! Choćby było tylko pół procent szans na sukces, warto walczyć! Chylę czoła przed szefostwem klubu, które dzień i noc pracuje, by się udało. Jeśli UEFA nas przywróci, będziemy się czuć, jakbyśmy już wygrali tę Ligę Mistrzów. Budzika nie ustawiam, ale nie będę miał problemów z obudzeniem się o 8.00. Od rana będzie gorąca linia i trzymanie kciuków.
- Masz żal do losu, że padło akurat na ciebie?
- Na kogoś musiało. Po transferze z Lecha do Legii przyzwyczaiłem się, że o moim nazwisku nie mówi się najlepiej. Ale żadnych pogróżek nie słyszałem. Wierni kibice, a także rodzina i koledzy z drużyny, bardzo mnie wspierają.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail