"Lewy" przez całą zimę utrzymywał się na szczycie klasyfikacji strzelców bieżącego sezonu Ligi Mistrzów. To miano pozwoliło mu nosić 10 bramek zdobytych w rozegranej jesienią fazie grupowej rozgrywek. Od razu na starcie zmagań w Champions League w 2020 roku Polak przekonał się jednak, że o utrzymanie miejsca na szczycie będzie bardzo ciężko. Dwa gole dla Borussii Dortmund zdobył bowiem Erling Haaland - dzięki temu Norweg również ma teraz łącznie 10 trafień, z czego 8 w barwach Red Bull Salzburg.
Patrząc jednak na ranking najlepszych strzelców w historii najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek na świecie, tam głównym rywalem Lewandowskiego jest obecnie kto inny - Karim Benzema. Francuz zajmuje w tej prestiżowej klasyfikacji 4. lokatę mając na koncie 64 gole, a więc o jednego więcej od "Lewego". Jako że gracz Realu Madryt swój mecz z Manchesterem City rozegra w środę, to Polak trafiając do siatki w Londynie raz dogoni go przynajmniej na 24 godziny, a zdobywając minimum dwie bramki - awansuje w zestawieniu tuż za plecy podium.
A to prezentuje się wyjątkowo okazale:
1. Cristiano Ronaldo - 128 bramek
2. Leo Messi - 114 bramek
3. Raul Gonzalez - 72 bramki
Wydaje się, że tylko kwestią czasu pozostaje, jak francusko-polski duet będzie zabiegał o prześcignięcie Hiszpana. Kto wie, czy nie wydarzy się to już w tym sezonie. A jeśli nie to, to wszystko wskazuje na to, że stanie się w przyszłym.
Ten mecz ma też znaczenie z jeszcze innego powodu. Lewandowskiemu wystarczy jedna bramka, aby pobić personalny rekord strzelecki w Champions League, który wynosi właśnie 10 bramek. Polak ustanowił go w sezonie 2012/13 jako gracz Borussii Dortmund.
I na koniec: Lewandowskiemu dość często zarzucano, że owszem, jest skuteczny w Lidze Mistrzów, ale głównie w fazie grupowej. Faktem jest, że Polak nie trafiał w siedmiu ostatnich meczach fazy pucharowej LM, w sumie od 597 minut. Dzisiejsze spotkanie to doskonała okazja, aby skasować licznik tych minut bez gola w decydującej fazie rozgrywek.