- Cieszymy się z dwóch goli Łukasza. To pozwoli mu szybciej zaadaptować się w drużynie – trener Dawid Szwarga nie jest skory do wystawiania cenzurek (a zwłaszcza laurek), więc te dwa zdania poświęcone wyczynowi „Zwolaka” to wyraz najwyższego uznania dla podopiecznego. Do tej pory Zwoliński rozpoczynał oficjalne spotkania Rakowa (z Florą w Częstochowie i o Superpuchar z Legią) na ławce rezerwowych. Teraz wyszedł w jedenastce, postraszył gospodarzy już w I połowie, a zaraz po przerwie zaczął swój spektakl.
- Nie miałem więc wrażenia, że wchodzę jako nowy człowiek do nowej szatni – w tych słowach sam Zwoliński opisywał proces adaptacji, o którym wspominał Szwarga. - Większość chłopaków znałem z boiska, grywaliśmy przeciwko sobie A że trochę czasu spędziłem też w lidze chorwackiej (dwa sezony w HNK Gorica – dop. aut.), nie miałem kłopotu ze złapaniem kontaktu z Milanem [Rundiciem], Zoranem [Arseniciem] czy Franem [Tudorem] – dopowiadał nowy snajper mistrzów Polski.
Łukasz Zwoliński odpalił w Tallinnie
„Chemia” między nim a Chorwatami była w Tallinnie widoczna gołym okiem; obie bramki zdobył po asystach piłkarzy znad Adriatyku. Najważniejszy jest jednak jego „głód” kolejnych trafień u Zwolińskiego. Bo dwa to za mało… - Schodziłem z boiska z niedosytem: biało-pomarańczowej piłki Nike jeszcze nie mam, a za hat-tricka mógłbym ją zabrać do domu – uśmiechał się przekornie napastnik, wciąż liczący na sportowy rozwój w szeregach mistrzów.
- Kultura, organizacja, profesjonalizm, wszystko taktycznie dopięte na ostatni guzik – tak „Zwolak”, który z niejednego piłkarskiego pieca chleb jadł, komplementował ekipę częstochowską. - Cieszę się, że do niej dołączyłem, bo z perspektywy czasu widać, że sztab rozwija każdego z zawodników. Jestem w dobrych rękach! - zapewniał.
Były król strzelców ekstraklasy ostrożny z zachwytami
- W Rakowie nie ma wielkich gwiazd, jest za to solidny zespół, fajnie dobrany – ocenia były król strzelców ekstraklasy, Mariusz Śrutwa. - Jest w nim duża jakość i mam nadzieję, że starczy przynajmniej na IV rundę eliminacji Ligi Mistrzów. A w niej, przy szczęśliwym losowaniu, wszystko zdarzyć się może – dodaje członek ekskluzywnego „Klubu 100”.
Z zachwytami nad samym Zwolińskim jest jednak ostrożny. - Mam nadzieję, że potwierdzi swe walory na przestrzeni tego sezonu. Tak, byśmy na jego koniec mogli powiedzieć: „zaczął od dwóch goli w Tallinnie, ale brawo bijemy też za 18-20 bramek w ekstraklasie” – Śrutwa przypomina, że bramkostrzelnych polskich napastników ze świecą szukać w lidze. Po raz ostatni ekstraklasa polskiego (współ)króla strzelców miała przecież sześć lat temu!