Jagiellonia - Bodø/Glimt

i

Autor: cyfrasport Jagiellonia - Bodø/Glimt

Kwalifikacje Ligi Mistrzów

Mistrz Polski gra rewanż w Bodø. Legendarny snajper Jagiellonii bardzo jasno stawia sprawę szans na odrobienie strat [ROZMOWA SE]

2024-08-13 7:20

Potężnym wyzwaniem dla polskich zespołów okazała się 3. runda kwalifikacji europejskich pucharów. Pierwsze mecze przegrały aż trzy polskie drużyny, wśród nich – mistrz kraju. Jagiellonia, tracąc gola ze strzału samobójczego, uległa norweskiemu czempionowi 0:1. Wyjazdowy rewanż z Bodø/Glimt zapowiada się jeszcze trudniej, a Jadze przydałby się któryś z jej ikonicznych napastników sprzed lat: Tomasz Frankowski bądź Jacek Bayer. Z tym drugim „Super Express” porozmawiał na temat szans „Dumy Podlasia” na odrobienie strat z pierwszej potyczki.

„Super Express”: - Na finiszu ligi pięknie pan mówił o Jagiellonii w rozmowie z nami. „Przyjemnie się na nią patrzy. Ciągle atakuje, chce strzelać gole” – przytoczę. Nie opadły panu ręce po pierwszym meczu z Bodø?

Jacek Bayer: - Po pierwsze – duże znaczenie odegrała sfera mentalna. Jaga świetnie zaczęła obecny sezon ligowy, pewnie wyeliminowała Litwinów w 2. rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów… Może nawet zbyt pewnie, zbyt łatwo. I trochę jakby zatarło to wszystko skalę wyzwania, jaka stoi przed piłkarzami. Chór optymistów sprawił, że zapomnieliśmy wszyscy, jak mocnym rywalem są Norwegowie. Jak wielkie ogranie i doświadczenie mają w Champions League. Przecież to ekipa, która w naszej ekstraklasie pewnie rok w rok biłaby się o tytuł mistrzowski! No i mecz wyszedł Jadze, jak wyszedł...

- A zostawił panu choć cień nadziei, że w rewanżu może być inaczej?

- Wierzę, że to był „wypadek przy pracy”; w tym sensie, że Jagiellonia zagrała mniej ofensywnie w stosunku do tego, do czego nas przyzwyczaiła. Ale też dopuszczam myśl, że po prostu rywal tego dnia nie pozwolił jej na nic więcej.

- To by był nieciekawy scenariusz…

- Nie róbmy tragedii, nie popadajmy ze skrajności w skrajność, z euforii w rozpacz. Dzwony, którymi niektórzy biją już na pogrzebie Jagiellonii, są przedwczesne. Drużyna jeden ze swoich celów – awans do fazy grupowej Ligi Konferencji – już osiągnęła. To jest sukces, to są też konkretne pieniążki, choć oczywiście te z ewentualnej Ligi Mistrzów byłyby dużo większe i ustawiły klub na parę lat. Ale Norwegowie też to wiedzą, na dodatek mają większą wiedzę, ogranie w pucharach. Nie spisuję jednak Jagi na straty w rewanżu. Pierwsze emocje już opadły, dzięki przełożeniu meczu z Motorem pojawi się trochę świeżości.

Kristoffer Hansen nie traci nadziei przed rewanżem z Bodo/Glimt. Gwiazda Jagiellonii o starciu z mistrzem Norwegii [ROZMOWA SE]

- A wystarczy umiejętności czysto sportowych?

- Nie ma tak wielkiej przepaści między obiema drużynami, by i rewanż musiał wyglądać tak samo źle dla Jagi, jak wyglądał pierwszy mecz. Wszystko jednak idzie „z głowy”: zachowawcza gra – moim zdaniem – wzięła się z obawy przed ewentualnym blamażem; choćby takim jak w przypadku Wisły w Wiedniu. Ale rewanż wcale nie musi wyglądać tak samo. Bo teraz – myślę sobie – Norwegowie będą czuć presję swojej publiczności, żeby wygrać spotkanie. Dzięki tej publice są oczywiście bardzo groźni, ale dla graczy Jagi to okazja, by na tle takiego rywala dobrze sprzedać swoje umiejętności.

- Czyli zobaczymy ofensywne oblicze mistrza kraju?

- Mam taką nadzieję. Przecież Jagiellonia przyzwyczaiła nas, że potrafi stwarzać sytuacje, że ma ich wiele w każdym spotkaniu. Zresztą zdarzyły się i w pierwszej grze z Bodo. Wiemy, że każdy z tych chłopaków potrafi grać lepiej niż to pokazał w minioną środę. Tylko głowa musi „dojechać”.

- Jest szansa, że ktoś wstrząśnie odpowiednio drużyną?

- Człowiekiem, który od lat trzyma i scala tę ekipę, jest Taras Romanczuk. Ale liczę też na szybkość i siłę fizyczną Afimico Pululu. Na kreatywność Dominika Marczuka na skrzydle. No i na piłkarską klasę Jesusa Imaza, bo to przecież jeden z najlepszych zawodników Jagiellonii.

- Ale on też nie oczarował w pierwszym meczu.

- Nie oczarował, bo zabrakło dobrych piłek do niego. W każdym meczu ligowym ma ich kilka, czasem kilkanaście. Jeśli w rewanżu też ich dostanie więcej, może wskrzesić te nasze nadzieje na awans. Podobnie jak dobra, mądra analiza ze strony trenera Adriana Siemieńca.

- A nie przydałby się raczej prosty przekaz, jakiego pan blisko czterdzieści lat temu doświadczał od Janusza Wójcika? Mówiąc kolokwialnie: „Kiełbachy w górę i jazda na nich”?

- Myślę, że choć trener Siemieniec w telewizyjnym przekazie sprawia wrażenie milutkiego chłopca, potrafi w razie potrzeby krzyknąć na chłopaków. Mnie się jego postawa przy linii podoba. Widzę, że nawet gdy gra jego drużyny wygląda dobrze, bardzo mocno i natychmiastowo reaguje na złe momenty, złe zagrania. Wciąż czuwa – mówiąc krótko. I wcale nie jestem przekonany, że tego prostego przekazu trenera Wójcika nie usłyszy zespół również i z ust obecnego szkoleniowca.

Sonda
Czy Jagiellonia Białystok awansuje do Ligi Mistrzów?
Listen on Spreaker.
Najnowsze