Roberto Firmino, Liverpool

i

Autor: East News

Rewanżu za finał Ligi Europy 2016 nie było. Liverpool z Sevillą na remis

2017-09-14 0:54

Starcie Liverpoolu z Sevillą w pierwszej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów było dla "The Reds" doskonałą okazją do rewanżu za pamiętny finał Ligi Europy z 2016 roku, kiedy to przegrali z Andaluzyjczykami 1:3. I mimo, że na Anfield Road prowadzili 2:1, to ostatecznie dali sobie wydrzeć zemstę, a przede wszystkim trzy punkty. Waleczna ekipa Eduardo Berizzo, choć była drużyną słabszą, to zdołała osiągnąć korzystny remis 2:2.

W 2016 roku starcie Liverpoolu i Sevilli w finale Ligi Europy miało o wiele większą stawkę, niż to w środowy wieczór Ligi Mistrzów. I choć Andaluzyjczycy zapewne zapomnieli już o tamtym spotkaniu, to w przypadku "The Reds" wciąż tkwiło ono w pamięci i było dość bolesnym wspomnieniem. Bo wtedy Sevilla odarła zespół Juergena Kloppa z marzeń o pierwszym europejskim trofeum od 2005 roku i pamiętnego finału Champions League w Stambule.

Liverpool na Anfield wyszedł bardzo mocno naładowany, a w oczach piłkarzy widać było sportową złość i chęć zwycięstwa za wszelką cenę. Sęk w tym, że już po pięciu minutach przegrywali 0:1. Goście przed polem karnym Lorisa Kariusa rozegrali kapitalną akcję, piłkę na skrzydle dostał Sergio Escudero, który dośrodkował płasko przed bramkę. Wydawało się, że szansy na gola z tego nie będzie, bo na drodze zagrania stał Dejan Lovren. Ale Chorwat popełnił dramatyczny błąd, przepuścił futbolówkę pod nogami, a tylko na to czekał Wissam Ben Yedder, który z bliska trafił do siatki.

Od tamtej pory na boisku w Liverpoolu istnieli tylko "The Reds". Błyskawicznie ruszyli do odrabiania strat - oni szaleli na murawie, a tuż przy niej to samo robił Juergen Klopp, który niezwykle impulsywnie reagował na wszelkie wydarzenia. I chyba swoim zachowaniem jeszcze natchnął piłkarzy gospodarzy, którzy za wszelką cenę chcieli nie tylko wyrównać, ale nawet wygrać. Remis udało się osiągnąć kilkanaście minut później. Jordan Henderson pięknym prostopadłym podaniem wprowadził w pole karne Alberto Moreno, ten płasko dograł przed bramkę, gdzie najlepiej ustawiony było Roberto Firmino. A jeszcze przed przerwą Liverpool wyszedł na prowadzenie. Mohamed Salah ładnie wywalczył piłkę przed polem karnym rywali i od razu uderzył, a rykoszet od jednego z obrońców zupełnie zaskoczył świetnie broniącego tego wieczora Sergio Rico, który tym razem nie miał nic do powiedzenia.

Druga połowa zapowiadała się doprawdy pasjonująco, ale limit emocji został chyba wyczerpany jeszcze w tej pierwszej. Bo obie strony sprawiały wrażenie, jakby taki wynik im wystarczał, bo nie były specjalnie chętne do huraganowych ataków. Szczególnie dziwiło to w przypadku Sevilli, która przecież przegrywała 1:2. Ale bardzo pozytywny impuls dało kolegom wejście na boisko Luisa Muriela. Na niespełna dwadzieścia minut przed końcem przeprowadził on ładną akcję i podał do Joaquina Correi, a ten nieco szczęśliwie, ale skutecznie przyjął i po chwili nie dał szans Lorisowi Kariusowi.

Liverpool próbował jeszcze strzelić zwycięską bramkę, jednak piłkę meczową mieli goście. W jednej z ostatnich akcji meczu Muriel stanął oko w oko z bramkarzem "The Reds", jednak zabrakło mu zimnej krwi, a spotkanie ostatecznie zakończyło się remisem 2:2, który patrząc na przebieg gry dużo bardziej zadowala podopiecznych Eduardo Berizzo, niż Juergena Kloppa.

LIVERPOOL - SEVILLA 2:2

Bramki: Roberto Firmino 21, Mohamed Salah 37 - Wissam Ben Yedder 5, Joaquin Correa 72

Żółte kartki: Alberto Moreno - Gabriel Mercado, Nico Pareja, Ever Banega

Czerwona kartka: Joe Gomez (dwie żółte)

Liverpool: Karius - Gomez, Lovren, Matip, Moreno - Can (76. Coutinho), Henderson, Wijnaldum - Salah (89. Oxlade-Chamberlain), Firmino, Mane (83. Sturridge)

Sevilla: Rico - Mercado, Pareja, Kjaer, Escudero - N'Zonzi, Banega, Pizarro (46. Sarabia) - Navas (83. Corchia), Ben Yedder (69. Muriel), Correa

Najnowsze