"Super Express": - Strzeliłeś pięknego gola, wygraliście 2:0 i wyeliminowaliście milionerów z Zenita. Nic, tylko szampana się napić...
Ireneusz Jeleń: - Szampan był, a jakże! Radość była niesamowita i jak tylko wpadliśmy do szatni, to już można było wznosić toasty. Piękna sprawa. Przecież ja całe życie marzyłem o tej Lidze Mistrzów. A teraz będę w niej grał i to bez zmiany klubu. Wcześniej negocjowałem z drużynami z Champions League, ale skoro Auxerre awansowało, to nigdzie się stąd nie ruszę w najbliższym czasie.
- Zenit wydał na wzmocnienia 43 miliony euro, a wy ledwie 3 miliony. Mało kto w was wierzył...
- Szczerze? Sam nie wierzyłem, że awansujemy. Nie to, żebym się bał Zenita, ale mieli dużą przewagę. Przecież mają nie tylko mnóstwo kasy, ale i świetnych piłkarzy. Ja walczyłem z obrońcą Bruno Alvesem, za którego Rosjanie dali 22 miliony euro. A z ławki rezerwowych wchodzili kolejni piłkarze warci grube miliony.
- Twój gol też jest wiele wart. Zyski Auxerre z Ligi Mistrzów wyniosą ponad 30 milionów złotych.
- Ale w momencie strzału nie liczyłem pieniędzy (śmiech). Na szczęście Rosjanie nie odrobili pracy domowej i nie upilnowali mnie. A ja mam za zadanie przy rzutach rożnych zamykać akcję na drugim słupku. Z identycznego miejsca strzeliłem przecież gola w ostatnim meczu z Valenciennes. To był mój gol numer 55 dla Auxerre, ale zdecydowanie najważniejszy.
- Dla kogo dedykacja?
- Dla żony i dzieci. Ale ten gol był tak ważny, że chcę go też dedykować moim rodzicom, teściom, całej rodzinie i kibicom... Kurczę, do końca drżałem o wynik. Mimo że Rosjanie grali w dziewiątkę, to wciąż nam zagrażali. Chwała chłopakom z obrony, że nie pękli. Zaraz po meczu dostałem mnóstwo SMS-ów, zwłaszcza z rodzinnego Cieszyna i Płocka. Aż nie chciało się spać w nocy, takie były emocje.