Była 36. minuta meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Chelsea – Bayern. Manuel Neuer (34 l.) posłał długie podanie na środek boiska, do piłki wyskoczył Lewandowski i dwóch piłkarzy Chelsea – Mateo Kovacić (26 l.) i Andreas Christensen (24 l.). Polak pofrunął najwyżej, ale potem boleśnie upadł na murawę. Szybko otrzepał się i podniósł, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że właśnie w tej sytuacji mógłby doznać urazu. A jednak. Albo przy wyskoku, albo przy upadku staw kolanowy Lewandowskiego nie wytrzymał i został uszkodzony.
Pewnie piłkarscy ziemianie nie daliby rady grać dalej, ale kosmita Lewandowski wstał i biegał jakby nic się nie stało. W ogóle nie czując bólu walczył jak lew dla Bayernu i był najlepszym piłkarzem w drużynie. Świetny występ okrasił golem i dwiema asystami, a Bawarczycy wygrali 3:0 i są niemal pewni awansu do ćwierćfinału. Nawet pomimo tego, że w rewanżu w Monachium nie będzie mógł zagrać Lewandowski.
Robert wraz z kolegami świętował kapitalny występ, ale dolegliwości bólowe pojawiły się w nocy. Rano przeszedł badania, których wyniki zmroziły niemieckich i polskich kibiców. Uraz stawu kolanowego spowodował, że noga musiała zostać zagipsowana i tak będzie przez kilka dni. Na szczęście Lewandowski uniknął uszkodzenia więzadeł, co zwykle wiąże się z wielomiesięczną rehabilitacją. Robert straci miesiąc, przez co nie zagra w kilku spotkaniach ligowych, ćwierćfinale Pucharu Niemiec z Schalke, rewanżu 1/8 finału z Chelsea, a także dwóch meczach towarzyskich reprezentacji – z Finlandią i Ukrainą.
- Dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia. Trzymajcie kciuki. Niedługo wrócę i będę gotowy do walki – napisał Lewandowski, dla którego to najpoważniejsza kontuzja od czasów gry w rezerwach Legii Warszawa. Jako 17-latek musiał wówczas pauzować przez kilka miesięcy i więcej już w Warszawie nie pograł.
