Roman Wójcicki

i

Autor: Marek Zieliński/SUPER EXPRESS Roman Wójcicki

Liverpool poległ w Łodzi

W rocznicę wspaniałego triumfu polskiego klubu w meczu z mistrzem Anglii legendarny widzewiak odkrywa tajemnicę sprzed lat

2024-03-02 14:36

To jeden z największych i najchętniej wspominanych meczów rodzimych drużyn w europejskich pucharach. 2 marca 1983 – a więc dokładnie 41 lat temu – łódzki Widzew w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik Ligi Mistrzów) pokonał najlepszy wówczas zespół angielski. Po trafieniach Mirosława Tłokińskiego i Wiesława Wragi goście z Liverpoolu wracali na Anfield Road na tarczy, po porażce 0:2. Gola na stadionie ŁKS nie zdobył jeden z najlepszych wówczas napastników Europy, Ian Rush, którego zatrzymał m.in. Roman Wójcicki.

We wcześniejszych rundach łodzianie – już bez Zbigniewa Bońka, który odszedł przed rozpoczęciem sezonu do Jventusu – uporali się z maltańskim Hiberniansem (4:1 i 3:1) oraz Rapidem Wiedeń (1:2 i 5:3). Kiedy losowanie na ich rywala w ćwierćfinale wyznaczyło Liverpool (triumfatora PEMK w latach 1977, 1978 i 1981), niemal nikt mistrzom Polski nie dawał szans w dwumeczu. Tym bardziej, że kilkadziesiąt godzin poprzedzających pierwsze spotkanie kilku graczy Widzewa spędziło… w łóżkach.

- Na cztery dni przed meczem parę osób w drużynie dopadła grypa mówi „Super Expressowi” w długiej rozmowie Roman Wójcicki, ówczesny stoper łodzian. - Mieliśmy grać w środę, a ja w sobotę zaległem w łóżku, z gorączką ponad 39 stopni! Dostawałem od klubowego lekarza środki na obniżenie temperatury, na wypocenie się, ale w poniedziałek wciąż mnie trzymało. Byłem strasznie słaby.

Jak się okazuje, nie było jednak wówczas „zmiłuj”. - Tego dnia przyjechał do mnie kierownik klubu (Stefan Wroński – dop. aut.). Najbardziej dostało się… doktorowi. „Rób co chcesz, Roman musi być gotowy do gry!” - usłyszał od kierownika – wspomina Wójcicki. Nacisk na lekarza (niekoniecznie w parlamentarnych słowach) jednak podziałał!

- Jakimś cudem we wtorek temperatura spadła mi do 37 stopni. Zwlokłem się z łóżka, dołączyłem do drużyny trenującej na przedmeczowym zgrupowaniu w Spale i – słaniając się na nogach – odbyłem krótki rozruch – dopowiada medalista mundialu España 82. W środę zaś wyszedł na murawę i przez 90 minut – wraz z kolegami z defensywy – skutecznie stopował ataki Wyspiarzy, wśród nich – wspomnianego Rusha.

- Sam się zdziwiłem, że sobie z tym poradziłem – uśmiecha się Wójcicki po latach. - Ale tylko ja wiem, jak wiele nerwów kosztowały mnie przedmeczowe godziny… Udało się, ale mecz odchorowałem: trzy kolejne dni dochodziłem do siebie – dorzuca.

I przypomina, że niektórzy koledzy dużo bardziej odczuli skutki ówczesnej błyskawicznej terapii i wyczerpującego występu na murawie. - U mnie skończyło się nie najgorzej. Ale na przykład Wiesiu Wraga po tamtej grypie miał potem kłopoty z sercem – podkreśla Wójcicki. Fantastyczną bramkę Wragi z tego spotkania zobaczyć można poniżej.

Przypomnijmy jeszcze, że choć w rewanżu na Anfield Stadium łodzianie przegrali 2:3, obrobili dwubramkową zaliczkę z pierwszego spotkania. W półfinale czekał już na nich „Zibi” w barwach Juventusu. I te progi okazały się za wysokie: 0:2 w Turynie i 2:2 w Łodzi oznaczało, że mistrz Polski zakończył pucharową drogę w półfinale. Ile byśmy dziś dali za powtórkę w wykonaniu którejkolwiek polskiej drużyny?

Najnowsze