61-letni Castellani to obecnie szkoleniowiec Fenerbahce Stambuł, a w przeszłości selekcjoner reprezentacji Polski, z którą w 2009 roku wywalczył jedyne w historii naszej męskiej siatkówki mistrzostwo Europy. Argentyńczyk jest doskonale znany nad Wisłą. Zanim objął kadrę, pracował z sukcesami w Skrze Bełchatów, a po przygodzie z drużyną narodową był też opiekunem Zaksy Kędzierzyn i AZS Olsztyn. Z racji tego, że pracuje teraz w Turcji, finał mundialu w Katarze obejrzał nie w stolicy swojego kraju, lecz w Stambule. Niemniej doskonale wie, co się wyprawia w ojczyźnie po sukcesie kadry w Katarze.
Spokojnie zasnąłem, ale żona nie mogła spać
– Finał oglądałem w pubie, z grupą kibiców z Argentyny i mnóstwem Turków, którzy zresztą w 80 procentach kibicowali naszemu zespołowi – relacjonuje „Super Expressowi” argentyński szkoleniowiec. – Niesamowita atmosfera, a po zwycięstwie rozpoczęło się szaleństwo. Wszyscy skakali i tańczyli z radości. W nocy po spotkaniu spałem spokojnie, a moja żona nie mogła zasnąć. „Jak ty możesz w ogóle spać?” – pytała mnie ciągle.
– To była euforia, jakiej nie da się porównać nawet z tym, co działo się, gdy po raz ostatni zdobywaliśmy tytuł – mówi Castellani. – Na największą ulicę Buenos Aires, Avenida 9 de Julio, wyszło kilkakrotnie więcej ludzi niż 36 lat temu, kiedy nasza drużyna wygrywała mistrzostwa w Meksyku. Przy Obelisku (pomnik upamiętniający wywalczenie niepodległości przez Argentynę – red.) głowa stała obok głowy, to było prawdziwie mrowie ludzi, nie widziałem nigdy czegoś takiego. Do czwartej rano na ulicach trwała fiesta. No i cały kraj żył meczem, nie tylko stolica, to też różnica w stosunku do poprzedniego razu – nie ukrywa Argentyńczyk.
Byłem kolegą Maradony. Messi kontynuuje dzieło
Castellani uważa, że gra Argentyńczyków, ich styl i charakter przypomniał piękne lata, kiedy gwiazdą Albicelestes był legendarny Diego Maradona, zresztą kolega szkoleniowca z młodych lat.
„Boski Diego” i Daniel Castellani razem zaczynali sportowe kariery, są niemal równolatkami.
– Spotkaliśmy się pierwszy raz jako dwunastolatkowie, ja byłem w grupce siatkarzy, on rozpoczynał futbolową drogę – wspomina były trener polskich siatkarzy. – Był normalny, lubił ludzi, pamiętał dawnych przyjaciół. Kiedy po latach zobaczyliśmy się, a on był już wielką gwiazdą, od razu mnie rozpoznał, miło rozmawialiśmy o dawnych czasach. W 1986 roku finał rozgrywany w Meksyku oglądałem z innymi na ulicy Buenos. W 1978 roku, gdy wygrywali Kempes i spółka, miałem 17 lat, siedziałem w domu przed telewizorem. To był niewesoły moment w historii Argentyny, czarny okres związany ze zbrodniami junty wojskowej. Ludzie bardziej niż o futbolu myśleli wówczas o własnym życiu – przypomina Castellani.
Duch Diego czuwał
Jego zdaniem Messi zasłużył na tytuł jak mało kto. – Ludzie go uwielbiają także dlatego, że jest zwykłym gościem, ma wspaniałą rodzinę, a jednocześnie to piłkarski geniusz. Siłą Argentyny jest to, że ma w składzie topowego piłkarza, a za nim stoi świetny zespół. To perfekcyjna kombinacja. Maradona wyznaczył kierunek, pokazał jak się walczy, na czym polega charakter piłkarza, kolejne pokolenia mogły z tego czerpać, uczyć się. To spuścizna Diego, którą kontynuuje Lionel. Czuło się nad Argentyńczykami czuwającego ducha Maradony – podsumowuje Castellani.
Argentyńczycy otrzymają od FIFA nagrodę za tytuł w wysokości 42 mln dolarów (190 mln złotych). – Słyszałem, że dostaną pewien procent z tych pieniędzy, ale zapewniam, że oni walczyli dla sławy, a nie dla kasy. Przecież to gwiazdy, mają pieniądze, teraz zależało im na dokonaniu wielkiej rzeczy. Jak wrócą do kraju, święto potrwa kilka dobrych dni – jest przekonany Daniel Castellani.