Chelsea wygrała sobotni hit Premier League z Manchesterem City 2:0, ale po spotkaniu równie dużo co o samym meczu mówiło się o skandalicznym zachowaniu kilku kibiców "The Blues". Raheem Sterling po końcowym gwizdku poskarżył się bowiem, że padł ofiarą rasistowskich obelg ze strony fanów. Całą sprawę zgłosił nawet na policję.
W angielskich mediach pojawiło się zdjęcie, na którym widać, jak kilku sympatyków Chelsea wykrzykuje coś w kierunku Sterlinga. Wszyscy zostali dość szybko zidentyfikowani przez klub i otrzymali zakazy stadionowe. Ale w najgorszej sytuacji znalazł się Coling Wing, który stał się prawdziwym antybohaterem ostatnich dni.
Choć piłkarz Manchesteru City przekonuje, że ktoś krzyczał w jego kierunku "Czarny ch**u", to Wing twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca. - Jestem głęboko zawstydzony własnym zachowaniem i czuję się naprawdę źle. Ale nie nazwałam go tak. Jeżdżę na mecze Chelsea od 50 lat i ze względu na miejsce, w którym siedzę przez większość czasu jestem w oku kamery. Gdybym obrażał piłkarzy na tle rasistowskim to już dawno by mnie złapano - powiedział w rozmowie z gazetą "Daily Mail" mężczyzna, który w tej sprawie był już dwukrotnie przesłuchiwany przez policję.
- Chcę przeprosić Raheema i mam nadzieję, że może być lepszym człowiekiem niż ja, akceptując to. Nie obraziłem go na tle rasistowskim, ale przekleństwa również są złe - dodał kibic. Którego spotkały surowe konsekwencje. Nie tylko otrzymał zakaz stadionowy, ale też... został wyrzucony z pracy! Dziennikarze "Daily Mail" porozmawiali też z sąsiadami Winga, którym wstyd, że ktoś taki mieszka w ich okolicy.