Liverpool pogrążył się w szale radości, po tym jak piłkarze "The Reds" zapewnili sobie mistrzostwo Anglii w sezonie, w którym spisują się doskonale. Kibice, nie zważając na trwającą epidemię koronawirusa, wybiegli na ulice i we wzajemnych uściskach przez kilkadziesiąt godzin fetowali sukces ukochanej drużyny. Niektórzy celebrację przedłużyli do soboty i wreszcie postanowiły zareagować miejskie władze, które uważają, że to realne zagrożenie w niespokojnych czasach. Najpierw proszono, by świętowanie odbyło się za kilka tygodni, ale to nie przyniosło skutku. Teraz burmistrz Joe Anderson chce, by fani pozostali w domach i tam oddali się radości.
Arkadiusz Milik bohaterem KOMPROMITUJĄCEJ wpadki. Jak można się tak pomylić?!
Chodzi przede wszystkim o wspomnianą epidemię koronawirusa. Zdaniem specjalistów takie skupiska są najprostszą drogą rozprzestrzeniania się groźnej choroby COVID-19. Jeśli kibice Liverpoolu wciąż będą bez opamiętania cieszyć się z mistrzostwa, to za jakiś czas ich miasto może zostać nawet zamknięte. Tym bardziej, że podczas celebracji nie było spokojnie.
Ikona Arsenalu NIE ŻYJE. Nosili go na rękach po ogromnym sukcesie
Ogromna grupa kibiców "The Reds" pojawiła się pod jednym z najpopularniejszych zabytków w Liverpoolu. Pod Royal Liver Building lał się alkohol, a w pewnym momencie odpalono również środki pirotechniczne. Jeden ze zgromadzonych wystrzelił racę, która poleciała prosto w fasadę słynnej budowli.