Wojciech Szczęsny

i

Autor: Eastnews

Wojciech Szczęsny palił w szatni? Zachował się jak gimnazjalista, potraktowano go jak dzieciaka

2015-01-07 19:47

Być może odkryjemy Amerykę, ale serio - papierosy szkodzą. Gdyby spojrzeć na skład chemiczny dowolnego "szluga", łatwo dojść do wniosku, że równie dobrze można wciągnąć aromat palonego azbestu. Podobne spustoszenie dla organizmu. Tymczasem ostatnia sytuacja z Wojciechem Szczęsnym pokazała, że naukowcy nie mieli racji. Trucizna? Tak, ale nie dla wszystkich. Piłkarski bramkarz palić może, jego nikotyna nie rusza. Brzmi absurdalnie? Jak cała afera z Polakiem w roli głównej.

Piłkarze nie rozumieją jednego. Jakkolwiek wysoko ceniliby swoje możliwości intelektualne - a także ukryte talenty - zarabiają ciałem. Brutalne? Może, na pewno prawdziwe. Mądry, głupi, ładny, brzydki - bez różnicy. Chodzi o organizm. Wysportowany organizm. Futbolista jest w klubie potrzebny tak długo, jak długo potrafi coś dać od siebie na murawie. Za to mu się płaci astronomiczne pieniądze, traktuje jak syna maharadży Uzbekistanu i wybacza największe przejawy ukrytego - albo i nie, to już patologia - debilizmu. Ale też stawia warunki. Właściwie jeden. Profesjonalizm.

Sąd nad Wojciechem Szczęsnym: Jak chce, to niech pali papierosy!

Piłkarz ma grać, trenować i przestrzegać zasad. W skrócie: najprostszy i najlepiej opłacany etat na świecie. Tymczasem sportowcy tego nagminnie nie przestrzegają. "Fajki" to margines dotyczący głównie bramkarzy. Ich tłumaczenie? Przecież tylko stoją i łapią.

Fakt. Szkoda tylko, że w futbolu generalnie mało się biega. Jakieś dziesięć kilometrów w półtorej godziny. Kaleka na dwóch kulach mógłby próbować. Zmęczenie powoduje zmienność. Kilkusekundowe sprinty, starcia z rywalami, błyskawiczne reakcje po strzałach rywali. Do tego kondycja już jest potrzebna. Patrząc na intensywność treningów najlepszych bramkarzy świata - podobna jak u dowolnego innego gracza z pola.

Wojciech Szczęsny już nie zagra w tym sezonie?

Inna sprawa, że kilka papierosów jeszcze nikogo nie zabiło. Co innego nałogowa niesubordynacja. Ot, piwo. Piłkarze twierdzą, że alkohol po meczu nie szkodzi. Taki typowy sportowy mit. Policzmy. Przeciętna? Pięćdziesiąt meczów w roku. Po każdym cztery piwa. Średnio pewnie tyle gdzieś wyjdzie. Może więcej. Doliczmy wakacje, okres przygotowawczy, czas wolny. Efekt? Polacy wypijają ponoć 12,5 litra czystego alkoholu rocznie. A sportowcy... zawyżają średnią.

Wyobrażacie sobie? Z jednej strony - futbolista. Z drugiej bezrobotny z Suwałk. Milioner i biedak. Idol nastolatków i społeczne pośmiewisko. Tylko jeden ma alkoholowy problem. O dziwo, akurat nie ten, którego wszyscy by o podobne praktyki podejrzewali.

Edward Kowalczuk: Szczęsny szkodzi samemu sobie

Dlatego trudno się dziwić Arsene Wengerowi. Ustalił regulamin dla dorosłych - obytych w świecie - ludzi. Oczekiwał odpowiedzialności. Tymczasem jednego faceta nakrył na jaraniu fajek w kiblu. Nie dość, że w dziwacznym miejscu, to jeszcze w piłkarskiej szatni, gdzie przy okazji zadymił kilkunastu poważnych panów, za których tygodniówkę można sobie kupić porządny jacht. Wybrał jedyne dostępne rozwiązanie. Postawił granicę. Kto ją przekroczy, skończy jak nasz reprezentacyjny bramkarz.

Polak i tak może być szefowi wdzięczny. Gdyby aktor filmów dla dorosłych przekazał producentowi, że regularnie je brom - bo lubi - zapewne wyleciałby z roboty. Lekarz łykający grzybki halucynogenne również. Dziennikarz uzależniony od alkoholu szybko zacząłby pisać do szuflady. A Szczęsny? Tydzień dłużej poczeka, zanim kupi sobie nowiutke Ferrari. I kilka najbliższych meczów obejrzy z ławki rezerwowych.

Prawie jak urlop.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze