Ferenc Puskas (Real Madryt)
Nigdy nie pojawiłby się w Madrycie, gdyby nie Nikita Chruszczow, który krawo stłumił powstanie na Węgrzech. Puskas za odmowę powrotu do ojczyzny - jego Honved akurat grał z Athletikiem Bilbao w Hiszpanii - został zdyskwalifikowany na dwa lata przez UEFA (serio!). Do Realu (w wieku 31 lat!) trafił właściwie przypadkiem. Na pierwszych treningach wyglądał ponoć jak wrak. Kilka kilo nadwagi i kompletny brak kondycji. Miał jednak to coś. Lewą nogę. Wystarczyło. W stolicy spędził osiem lat. Trzy razy wygrał Puchar Mistrzów, strzelił prawie 250 goli, a kwartet Puskas - Alfredo di Stefano (nie trzeba wyjaśniać) - Raymond Kopa (z domu Kopaczewski, Polak) - Francisco Gento stał się inspiracją dla Florentino Pereza do stworzenia słynnych "Galacticos".
Przypadek tego ostatniego to też ciekawa historia. Szybki jak błyskawica lewoskrzydłowy odpalał ponoć papierosa jednego od drugiego. Pewnie mu nie przeszkadzały - karierę skończył tuż przed "czterdziestką".
Ostatnie wyniki El Clasico na Camp Nou!
Luis Suarez (FC Barcelona)
Lata 50. należały do "Królewskich". Barca długo pozostawała w cieniu. Liga? Drugie, trzecie miejsce. Puchar Mistrzów. 1960 rok - półfinał. Bariera nie do przejścia - Real. I wreszcie sezon 1960/61. I runda PM. Gran Derbi. Dwa gole Luisa Suareza, który uciszyły Madryt. Redakcja France Football nie miała wątpliwości. Przyznała Hiszpanowi "Złotą Piłkę". Przedwcześnie. Barca na triumf w najważniejszych rozgrywkach musiała jeszcze trzydzieści lat poczekać, a cena za niepowodzenie okazała się wysoka. Suarez został sprzedany do Interu Mediolan i stał się najdroższym piłkarzem w historii futbolu. Kosztował... 142 tysiące futbów. O ironio, z Helenio Herrerą na ławce (Argentyńczyk kilka lat później chciał Włodzimierza Lubańskiego) triumfował w Europie dwa razy.
Barcelona przełomu lat 50. i 60. to nie tylko Suarez. W ataku "Blaugrany" cudów dokonywał Sandor Kocsis (pseudonim "Żelazna Główka", łatwo się domyślić dlaczego) i Zoltan Czibor. Obaj przebyli podobną drogę do Puskasa. Od "Złotej Jedenastki" Gustava Sebesa, przez banicję, do El Clasico. Temat iście filmowy.
Amancio Amaro (Real Madryt)
Lata 50. i 60. Złoty czas El Clasico. Kopalnia piłkarskich legend. Amancio to tylko jedna z kolejnych. Elegancki prawoskrzydłowy przez lata pozostawał idolem madryckich kibiców. Lider drużyny nazywanej: "Ye-Ye" (od piosenki Beatlesów "She Loves You), złożonej niemal w całości z wybitnych hiszpańskich piłkarzy. Pirri, Manuel Velazquez, Manuel Sanchis - ich największy sukces to Puchar Mistrzów w 1966 roku.
Ciekawostka? Prezydent Realu Santiago Bernabeu chciał sprowadzić Pele. Brazylijczyk ponoć się wystraszył. Nic dziwnego. Kilka lat wcześniej szeregi "Królewskich" wzmocnił Didi. Dwukrotny mistrz świata, jeden z najlepszych rozgrywających w historii futbolu. Głównie trenował. Ponoć za bardzo lubił "kółeczka" w środku pola.
Później "Królewscy" chcieli też... Diego Maradonę. Argentyńczyk (w Barcelonie w latach 1982-1984, rekordowy wówczas milion dolarów pensji) miał trafić na Santiago Bernabeu latem 1992 roku. Ostatecznie sezon spędził jednak w Sevilli i wypromował Davora Sukera, który później... sam stał się bohaterem transferu do stolicy Hiszpanii.
Gran Derbi: Najlepsi strzelcy w historii!
Johann Cruyff (FC Barcelona)
Holender kiedyś grał w piłkę. Jakkolwiek to brzmi, niektórzy już o tym zapomnieli. Najpierw w Ajaksie Amsterdam, później w Barcelonie. W Katalonii znalazł dom. Po czternastu latach przywrócił "Blaugranie" tytuł mistrzowski. Poprowadził kolegów do triumfu 5:0 w madryckim El Clasico, a na koniec jeszcze - jakby tego było mało - dał swojemu synowi katalońskie imię - Jordi. Nic dziwnego, że po latach reprezentant "Pomarańczowych" dostał posadę trenera na Camp Nou. I znowu wygrał, tworząc legendarny "Dream Team".
Real latem 1973 potrzebował transferowej odpowiedzi. Padło na Guntera Netzera, lidera reprezentacji Niemiec. Gwiazdy Euro 1972. Futbolowego wizjonera. W Madrycie zaaklimatyzował się niemal natychmiast. Polubił hiszpański styl życia na tyle, że selekcjoner RFN Helmut Schoen... pozbawił go miejsca w reprezentacji. Trener wolał topornego - ale trzeźwego - Wolfganga Overatha.
Emilio Butragueno (Real Madryt)
Najlepszy piłkarz hiszpański lat 80. Brylantowy technik. Najlepszy z tzw. "Piątki Sępa" (od jego piłkarskiego pseudonimu), w skład której wchodzili: Manolo Sanchis - 711 występów dla Realu - Rafael Vazquez, Miguel Pardeza oraz Michel. Dodając do tego Meksykanina Hugo Sancheza - bijącego nałogowo strzeleckie rekordy w La Liga - i szalonego Juanito - wyrzucony z Realu po... podeptaniu Lothara Matthausa, pięć lat później zginął w wypadku samochodowym - dwa zwycięstwa w Pucharze UEFA i dominacja w Primera Division przestają dziwić.
Butragueno to też prekursor smutnej tradycji "Królewskich". W 1995 roku właściwie wyleciał z klubu - w ramach podziękowań chyba. Powód? W Madrycie pojawił się 17-letni Raul Gonzalez i wobec talentu czystej wody, dłuższa obecność idola trybun straciła sens. Później podobne pożegnania przeżyli też Fernando Hierro - o końcu przygody dowiedział się na korytarzu - czy Luis Figo.
Barcelona - Real: Globalne statystyki meczów!
Michael Laudrup (FC Barcelona i Real Madryt)
Magik. Czarodziej. Mózg katalońskiego "Dream Teamu" Johanna Cruyffa. Nie robiło mu różnicy, komu dogrywał. Romario (ten to był dopiero oryginał, jak mu się chciało, był najlepszy na świecie. Tyle że rzadko mu się chciało), Christo Stoichkov, Ivan Zamorano, Jose Amavisca... Robił to po prostu idealnie. Zabawna historia? U szczytu kariery pokłócił się z selekcjonerem duńskiej kadry. Nie pojechał z tego powodu na mistrzostwa Europy, na których Dania sprawiła sensację i zdobyła złoto. Ponoć nie żałował. Medal przywiózł jego brat Brian, a on sam stwierdził, że jeden w rodzinie wystarczy.
Dwa lata później obraził się też na Cruyffa. Odstawionego na boczny tor piłkarza przygarnął Real. I Laudrup dokonał niemożliwego. W sezonie 1993/94 Barca - jeszcze z Duńczykiem w kadrze - wygrała w El Clasico 5:0. Pół roku później role się odwróciły. Dosłownie. "Królewscy", prowadzeni przez Laudrupa, rozbili swoich odwiecznych rywali w takich samych rozmiarach. Nieoficjalny król "manit"?
Fernando Redondo (Real Madryt)
Pojawił się w Madrycie razem z Laudrupem. I na nowo wymyślił rolę defensywnego pomocnika w zespole. Krył, odbierał, regulował, atakował. Fabio Capello określił go mianem "perfekcyjnego". Nic dziwnego. Nawet pożegnanie miał wręcz modelowe. W zwycięskim finale Ligi Mistrzów, po którym odebrał nagrodę dla najlepszego piłkarza rozgrywek.
Z jego osobą związany jest też bodaj najbardziej idiotyczny powód, dla którego zawodnik nie dostał powołania na mistrzostwa świata. Daniel Passarella zrezygnował z Argentyńczyka przed mundialem w 1998 roku, bo gwiazdor Realu odmówił... ścięcia swoich włosów. Ostrzyżeni na szeregowców Argentyńczycy ostatecznie zawiedli - też zaskoczenie!
A gdzie... ?
Sztuka wyboru. Najtrudniejsza i najbrutalniejsza z dziedzin. Selekcjonerzy radzą sobie z tym różnie. Jedni po prostu to potrafią. Inni zagłębiają się w statystyki. Jeszcze inni szukają pomocy u istoty wyższej. My poszliśmy w tzw. "ślepy strzał". Dlatego olaliśmy Bernda Schustera - bo przecież grać potrafił. Z tego powodu nie wspomnieliśmy szerzej o Romario, Christo Stoichkovie, Rivaldo - a jak Rivaldo to i Raul, i ich niesamowita rywalizacja na początku XXI wieku, jak Raul to przyjaźń z Fernando Morientesem - Predragu Mijatoviciu, Luisie Enrique, Pepie Guardioli - a jak Pep Guardiola, to może też Ivan de la Pena, przez wielu uznawany za lepszego od Xaviego? - Jose Marii Bakero, czy Francesco Coco - bo przecież większego troglodyty wśród uczestników El Clasico zapewne nigdy nie było, prawda Royston Drenthe?
Zupełnie nie wspomnieliśmy też o bramkarzach. A przecież taki Bodo Illgner czy Andoni Zubizarreta dokonywali w swoim czasie cudów. Jakoś nie wpadli defensorzy, a przecież akurat ich można wrzucać do worka godzinami. Taki Jose Santamaria mógł być przecież w wielkim Realu Madryt z lat 50. nawet ważniejszy od Alfredo di Stefano. A Ronald Koeman? Holender strzelił w 1992 roku "złotego gola", dającego Katalończykom pierwszy w historii Puchar Mistrzów. A jak Koeman, to na pewno też Fernando Hierro. I Jose Antonio Camacho. I Sergi Barjuan!
Poczekajcie. Kiedyś napiszemy książkę i zmieścimy wszystkich.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail