W sobotę, kilkanaście godzin przed finałem Ligi Mistrzów, tragicznie zginął Jose Antonio Reyes, były piłkarz Atletico, Realu czy Sevilli. Zawodnik pędził blisko 240 kilometrów na godzinę, gdy w jego Mercedesie eksplodowała opona. Samochód przekoziołkował i spłonął.
W wypadku zginęły dwie osoby, a trzecia jest ciężko ranna. Kibice i piłkarze opłakują zmarłego Reyesa, ale nie brakuje tych, którzy i tak go pośmiertnie krytykują. Najmocniejsze słowa padły z ust byłej gwiazdy Realu Madryt, Santiago Canizaresa, który nie oszczędzał gorzkich słów na Twitterze.
- Oprócz kierowcy, w wypadku były też inne ofiary. Reyes nie zasługuje na bohaterski hołd. To nie oznacza, że go nie żałuję i nie modlę się za jego duszę - napisał były bramkarz, który zebrał pod wpisem blisko 50 tysięcy polubień. Nie zabrakło jednak ostrej krytyki. Canizares przyznał, że nie został dobrze zrozumiany, tłumacząc, że wypadek nie przysłania jego wielkiej kariery, ale Reyes zasługuje na wspomnienie tylko za to, jak wielkim był piłkarzem.
Jose Antonio Reyes był wielkim, hiszpańskim talentem. W La Liga zaczął strzelać jeszcze jako nastolatek i szybko wypromował się, przechodząc do Arsenalu FC. Co sezon zdobywał co najmniej kilka bramek, czym przykuł uwagę Realu Madryt, do którego został wypożyczony. Z "Królewskimi" zdobył tytuł mistrza Hiszpanii.
Do końca kariery, oprócz na Santiago Bernabeu grał też dla Atletico, Sevilli (razem z Grzegorzem Krychowiakiem wygrali finał Ligi Europy w Warszawie), Benfiki, Espanyolu Barcelona, Cordoby, Xinjiang Tiansha i Extremadury. Był 21-krotnym reprezentantem kraju.