W szczycie pandemii doszło do pierwszych rozmów w Barcelonie na temat redukcji zarobków piłkarzy. Najpierw pojawiały się przecieki, sugerujące, że zawodnicy nie chcą w ogóle nic oddać ze swoich apanaży, ale potem, w stanowczym oświadczeniu Leo Messi, w imieniu całej drużyny, wyjaśnił, że gracze od początku wiedzieli, że trzeba pomóc klubowi, ale zastanawiali się jak to zrobić w najlepszy możliwy sposób. Ustalono wtedy, że przez trzy miesiące ich zarobki zostaną obniżone o 70%, co daje 17% mniej w skali roku. Na tamtej zgodzie Barcelona zarobiła ponad 40 milionów euro. Ale teraz prezes przyszedł do piłkarzy po raz drugi.
Żona Messiego reaguje na śmierć LLoyda. Wykonała symboliczny gest
Mimo obniżek pensji Barcelona wciąż ma kłopoty finansowe, choć liczby i tak robią wrażenie: z budżetu na obecny sezon (miliard euro 60 milionów), klub chce zejść do niecałych 700 mln, co dla większości klubów świata i tak jest nieosiągalnym kosmosem. Równocześnie wciąż szuka się tam oszczędności, a wiadomo, że pożerające lwią część budżetu umowy piłkarzy są tu łakomym kąskiem. Zdaniem katalońskiego radia, tym razem obniżka miałaby być mniejsza, ale w sumie dałaby klubowi około 10 mln euro oszczędności. Zawodnicy, zdaniem rozgłośni, RAC1, powiedzieli jednak tej propozycji stanowcze "nie". Jeśli nie zmienią zdania, klub będzie więc musiał szukać kasy gdzie indziej.
Wielki problem w Barcelonie. Może zabraknąć aż 300 mln!