Sędzia śledcza Nathalie Boutard: - Wie pan, dlaczego trafił na przesłuchanie i w jakim charakterze?
Karim Benzema: - Nie, ja w tym nie uczestniczyłem.
- Jak pan się odniesie do tego, co się panu zarzuca?
- To wielkie nieporozumienie. Na początku chciałem uświadomić Valbuenie, co się wokół niego dzieje i mu pomóc. Wcześniej miałem podobną historię. Mathieu gra ze mną w reprezentacji, to mój kolega.
- Numer telefonu 06-16... należy do pana?
- Musiałbym spojrzeć, nie znam go na pamięć, ale to pewnie mój.
- Czy tylko pan go używa?
- Tak, tylko ja.
- Czy ma pan pseudonim Coco?
- Tak, to mój pseudonim.
- Zna pan Karima Zenatiego?
- Tak.
- Jakie są wasze relacje?
- To mój przyjaciel, jest jak brat. To przyjaciel z dzieciństwa.
- Jakie macie zależności?
- Jest zatrudniony w mojej firmie.
- Czym się tam zajmuje?
- Dokładnie nie wiem, jakie ma stanowisko.
- Zdawał pan sobie sprawę z jego sytuacji prawnej?
- Tak. Wiedziałem, że jest na zwolnieniu warunkowym.
Zobacz: Mathieu Valbuena przerwał milczenie w sprawie seksafery: Karim Benzema robił ze mnie głupka!
- Jak dowiedział się pan o istnieniu wideo z sytuacją intymną Mathieu Valbueny?
- Około trzy tygodnie przed meczem Francja - Armenia. Byłem w Madrycie. Jadłem kolację z Zenatim. Przysiadła się do nas obca osoba, wręczając mi poduszkę Louis Vitton. I opowiedziała o taśmie Valbueny.
- Ta osoba, która wręczyła panu poduszkę Louis Vitton, nie znał jej pan?
- Nie, nie znałem. Ten człowiek wręczył mi poduszkę, usiadł, powiedział dzień dobry, ale za bardzo go nie słuchałem, bo go nie znałem. Powiedział, że jest coś takiego jak wideo Mathieu Valbueny, gorące wideo. Powiedziałem mu: "przestań natychmiast, nie chcę tego słuchać".
- Jak pan wytłumaczy fakt, że siedzi pan z przyjacielem w madryckiej restauracji, a ot tak, przysiada się ktoś obcy, daje panu prezent i opowiada dziwną historię.
- Ja go nie zaprosiłem, znał Zenatiego. Widziałem go tylko wtedy.
- W jakich okolicznościach po raz pierwszy rozmawiał pan z Valbueną o tej taśmie?
- Na zgrupowaniu przed meczem z Armenią. Byliśmy we dwóch, w moim pokoju. Powiedziałem mu, że jest "gorące nagranie".
- Jak dokładnie przebiegło to spotkanie?
- Wspomniałem, że zdarzyła mi się podobna historia, mówiłem, że mogę pomóc, ale zaznaczałem, że decyzja należy do niego. Bał się, że będzie o tym głośno. Powiedziałem, że to nie mój problem, że zrobi, co uważa. Powiedziałem, że znam kogoś, kto może się z nim spotkać i mu pomóc. To Zenati.
- Jak Valbuena zareagował?
- Na początku był zażenowany. Pytał mnie, czego oni chcą. Odpowiedziałem, że nie wiem. Że ja tylko chcę mu pomóc. Przyznał, że powiadomił już swoją rodzinę. Stwierdziłem, że skoro oni wiedzą, to niech to wyjdzie, skoro ktoś chce to opublikować. Valbuena odparł, że musi porozmawiać z adwokatem i że powiadomił już policję.
- Pański telefon był na podsłuchu. 6 października 2015 roku relacjonował pan Zenatiemu rozmowę z Valbueną, mówiąc, że pana zdaniem on nie traktuje was serio. Co miał pan na myśli?
- Że nie bierze na poważnie naszej propozycji pomocy. Pomocy i niczego innego.
- Powiedział pan Valbuenie, że widział to wideo. Widział je pan?
- Nie, nie widziałem.
- To dlaczego powiedział mu pan, że widział?
- Nie wiem czemu tak mu powiedziałem. O tym, że wideo jest gorące, powiedział mi Karim. Ufam mu.
- Wierzy pan, że Karim widział to nagranie?
- Tak, bo opowiadał mi o nim ze szczegółami. Że to nagranie pornograficzne, pełne seksu.
Sprawdź: Karim Benzema nie powinien grać w reprezentacji? Tak uważa premier Francji
- I uważa pan, iż mówiąc Valbuenie, że widział pan wideo, zachował się pan jak jego przyjaciel? Przecież w ten sposób uwiarygodnił pan szantażystów.
- Nie, to nie tak. Nie wiem, jak to pani wytłumaczyć. Jesteśmy piłkarzami, znamy się z Valbueną od dawna. Chciałem tylko pomóc. Nie chodzi o pieniądze. Mam ich dużo. Zenati też, bo mu pomagam.
- Powiedział pan Valbuenie, sugerując spotkanie z pana przyjacielem: "bez pośredników, bez adwokata, bez przyjaciół, bez policji". Po co taka rada?
- Chodziło mi o mnie. Nie chciałem, aby moje nazwisko wypłynęło przy tej historii.
- 19 października 2015 roku, w rozmowie numer 29 z Zenatim, wydaje się pan zaniepokojony tym, że wychodzi na jaw pański udział w tej historii. Nazywa pan Valbuenę "ciotą" i szykuje pan strategię odpowiedzi na plotki ukazujące się w prasie. Skąd taka nerwowość?
- (.) Denerwuję się, gdy słyszę takie historie. W prasie, bez wysłuchania moich racji, zaczęli pisać, że współpracuję z szantażystami. Pomyślałem, że Valbuena musiał donieść na mnie na policję. A co do "cioty" - tak można powiedzieć również na kolegę, przyjaciela. Dla mnie, dla nowego pokolenia to przyjacielskie określenie.
- Chciałby pan dorzucić coś na koniec?
- Jestem bardzo rozczarowany tym, jak ta historia została rozdmuchana. To cios nie tylko dla mnie, ale i dla mojego przyjaciela Zenatiego. Zrobiłem wszystko, żeby wyszedł z więzienia, żeby miał lepsze życie. A łączenie mnie z tak paskudną historią, szantażem kolegi z kadry, którego lubię. (.) Jestem rozczarowany.