Mecz Realu z Levante był pełen kontrowersji jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Ulewne opady deszczu doprowadziły murawę boiska do stanu, który polskim kibicom przypominał niedawne wydarzenia ze Stadionu Narodowego w Warszawie.
Różnica polegała jednak na tym, że w Hiszpanii o przeniesieniu zawodów na inny termin nikt nie chciał nawet słyszeć. Piłkarze obu drużyn byli zmuszeni rywalizować w warunkach, jakie uniemożliwiały konstruowanie akcji i mocno ograniczały repertuar zagrań.
Do pierwszego zgrzytu pomiędzy zawodnikami obu drużyn doszło już w 2. minucie spotkania, kiedy to po brutalnym przewinieniu Davida Navarro, Cristiano Ronaldo musiał opuścić boisko z rozciętym łukiem brwiowym. Za to zagranie defensor Levante nie został ukarany nawet żółtą kartką!
Napięcie rosło z każdą sekundą, a podopieczni Juana Ignacio Martineza, nie mogąc nawiązać równej walki z "Królewskimi", wyładowywali swoją frustrację brzydkimi faulami na zawodnikach z Madrytu.
Apogeum konfliktu miało miejsce w przerwie. Jak donosi hiszpańska prasa, kapitan Levante Sergio Ballesteros udał się wtedy do szatni gości, gdzie miał przepychać się z Pepe i innymi piłkarzami Realu. Spór zażegnać miała dopiero interwencja policji, która wyprowadziła Ballesterosa z szatni drużyny przyjezdnej.
Sam zainteresowany zaprzeczał potem takiemu opisowi zdarzeń i podkreślał, że zawodników drużyny przeciwnej odwiedził tylko po to, aby podpytać o stan zdrowia Ronaldo. Ten z kolei nie miał się najlepiej, bo w przerwie chwilowo stracił wzrok w prawym oku - po starciu z Navarro nie widział tylko na lewe - przez co podjęto decyzję o zdjęciu Portugalczyka z boiska na drugą część zawodów.
W hiszpańskich gazetach przeczytać możemy także o prowokującym gospodarzy Pepe. Środkowy obrońca Realu miał po meczu, zapewne w ramach rewanżu, wejść do szatni Levante i odtańczyć tam przed rywalami taniec zwycięstwa. Ta sytuacja również nie jest w stu procentach jasna, ponieważ piłkarze z Walencji nie ustalili jednej wersji wydarzeń. Część twierdzi, że Portugalczyk w ich szatni się pojawił, a część, że niczego takiego nie odnotowała.
Gdzie leży prawda? Pewnie gdzieś pośrodku, jak to z prawdą często bywa. Południowcy słyną z temperamentu, to żadna tajemnica, więc być może nasze zdziwienie tym, co działo się w Walencji nie powinno być aż tak duże.