„Super Express”: - Czeka pan na niedzielne popołudnie?
Roman Kosecki: - Owszem, czekam. Potyczki Barcelony z Atletico to zawsze są fajne mecze dla kibiców i również – a mogę mówić z własnego doświadczenia – dla samych piłkarzy. Różną mają historię, różne niecodzienne rzeczy się w nich działy. Dobrze się je ogląda, ten niedzielny będzie też przyjemny dla oka. A wygra Atletico Madryt oczywiście!
- Polscy fani „Lewego” się oburzą, gdy to przeczytają! Ściskają przecież kciuki, by wreszcie znów coś strzelił...
- A niech się Robert przełamie. Nawet zaapeluję: „Robert, obudź się”. Ale Atletico i tak strzeli jedną bramkę więcej.
- Widzę, że „stara miłość nie rdzewieje”…
- Nie. Zawsze będę kibicować Osasunie i Atletico, bo w tych klubach grałem.
- I to jak! Był taki mecz na stadionie Vicente Calderon, 30 października 1993 roku. Coś panu mówi ta data?
- „Remontada”! Do przerwy przegrywaliśmy 0:3! Słynny Jesus Gil wszedł do szatni, ale – wbrew swym zwyczajom – nie krzyczał, nie machał rękami. Tylko powiedział parę zdań. Ale nawet nie musiał; sami siebie zmotywowaliśmy. A jak już strzeliłem pierwszego gola, to… potem poszło. Cisnęliśmy ich non-stop, aż do szczęśliwego końca.
- Czyli do 4:3, po pańskiej kolejnej bramce i po asyście w samej końcówce.
- Tak było…
- Teraz może być podobny grad bramek?
- Liczę na sporą liczbę goli.
- Barcelonie trudno jednak ostatnio przychodzi strzelanie tych goli. Dlaczego?
- Widzę sporo chaosu w grze Barcelony. Brakuje mi wzajemnego zaufania między piłkarzami. To nie działa dobrze na drużynę. Wielu zawodników zaczyna grać „pod siebie”, zbyt indywidualnie. Niepotrzebnie, bo potencjał drużyny jest ogromny; muszą tylko dobrze współpracować, żeby nabrać automatyzmów. Co ciekawe, w początkach sezonu widziałem to także w Atletico, ale od wielu miesięcy jest to prawdziwy zespół.
- Barca może na finiszu roztrwonić przewagę punktową?
- Nie sądzę. Raczej niemożliwe jest, by przegrała cztery mecze z rzędu, więc tytuł jest chyba pewny. Nerwowości w tym temacie w klubie nie ma; no może wśród kibiców, którzy w każdym meczu chcieliby pięciu-sześciu bramek. Tymczasem zespół Barcy wciąż się jeszcze dociera. Zawodnicy potwierdzają – bądź nie... – swą przydatność na przyszły sezon. To ważne, bo w nim już nie będzie „przebacz”, jeśli Barcelonie znów nie uda się namieszać w Europie.
- Brak skuteczności Roberta może się wiązać z takim właśnie niepokojem o własną przyszłość w Barcelonie?
- Nie sądzę.
- Jak tę niemoc strzelecką przełamać?
- Robert potrzebuje normalnego podejścia do meczu. Bez nerwów, bez presji: „musisz, musisz”. Potrzebne mu jest wyjście na boisko z myślą: „Gram, bo to lubię”. Jeśli będzie tak podchodził do meczu, znów zacznie strzelać.
- Co powinien zrobić Xavi Hernandez, by dotrzeć do Roberta z takim przekazem?
- A niech Xavi sam rozwiąże ten problem, niech zarobi na swoją wypłatę! Jak ja bym był trenerem Barcy, to Robert w każdym meczu strzelałby dwa gole (śmiech)
- Może trzeba „Lewemu” dołożyć w przyszłym sezonie Leo Messiego do składu?
- Messi się przyda Barcelonie pod jednym warunkiem: że jak wróci, to będzie biegał, a nie dreptał po boisku...
Listen on Spreaker.