Real Madryt zachwycił. Zaczarował. Pozwolił ponownie uwierzyć, że ta machina wciąż ma potencjał, by rozjechać wszystkich rywali na Starym Kontynencie. "Królewscy" nie tylko bowiem rozstrzelali Betis. Zrobili to w absolutnie niewiarygodnym stylu, dostępnym tylko podobnie licznemu gwiazdozbiorowi.
Strzelanie na Santiago Bernabeu rozpoczął Gareth Bale. Walijczyk - ustawiony inaczej niż u Carlo Ancelottiego - wykorzystał fenomenalne wręcz dośrodkowanie Jamesa i trafił do siatki obok zagubionego Antonio Adana. Dla byłego piłkarza Tottenhamu był to miły początek wyjątkowego wieczoru, podczas którego przypomniał on fanom w Madrycie, że jeszcze niedawno uznawano go za jednego z najlepszych piłkarzy Europy.
James Rodriguez bohaterem
Magia Bale'a udzieliła się pozostałym piłkarzom. Wiele dobrego zrobił powrót Jamesa. Kolumbijczyk w pierwszej kolejce rozegrał zaledwie kilka minut. W sobotę wyszedł w pierwszym składzie. I odmienił grę Realu. Najpierw zaliczył asystę przy goli Bale'a. Potem strzelał już sam. Tak:
Ale ujęcie! “@SocialRMadridES: Tiro libre magistral de James pic.twitter.com/bXPMcbiaRe”
— Łukasz Szot (@SzooRM) sierpień 29, 2015
A w drugiej odsłonie jeszcze tak:
Coś pięknęgo James :) https://t.co/bvtOpcnnsC
— Krzysztof Sobolewski (@AC_Sobol) sierpień 29, 2015
Wzorem kolegi z zespołu próbował ruszyć Sergio Ramos, ale przy jego jego interpretacji gola Wayne'a Rooneya z pamiętnych derbów Manchesteru zabrakło - jakby to określili nasi komentatorzy - precyzji i wykończenia. Ot, kopnął, ale nie w tę stronę słupka, co powinien:
La belle tentative de Sergio Ramos... #RMABET https://t.co/d6jB1a9bX0
— Vines & Actu Foot (@vinesfoot) sierpień 29, 2015
I taki to był właśnie wieczór na Santiago Bernabeu. Pełen magii i polotu. Piłkarze Realu dostali chyba od Rafaela Beniteza sporo swobody, bo tak jak w pierwszej kolejce Marcelo na połowie rywala właściwie nie było, tak w sobotę ekipa z Madrytu sporą część spotkania grała w stylu retro: z dwójką stoperów i piątką napastników. To przyniosło pozytywne skutki. "Królewscy" potrafili zdominować rywala i zyskali sporo swobody w strefie środkowej. A więc tam, gdzie prawdopodobnie skupiać się ma główna siła uderzeniowa Realu w wersji 2.0.
FC Barcelona wciąż skromna. Katalończycy szczęśliwie pokonali Malagę
Negatywne wiadomości? Gola nie strzelił znowu Cristiano Ronaldo. Portugalczyk próbował kilkukrotnie, ale akurat w weekend zabrakło tego najważniejszego. Chłodnej głowy. Mimo to trudno wspominać o kryzysie CR7. Z Betisem nie strzelił, ale w następnej kolejce - grając podobnie - może mu się zdarzyć goli nawet pięć. Ot, taka natura najlepszego strzelca na kontynencie.
Betis? Ma czego żałować. W drugiej odsłonie podopieczni Pepe Mela próbowali pokonać Keylora Navasa nawet z jedenastu metrów. Tyle że Kostarykańczyk chyba na dobre udowodnił już Benitezowi, że David De Gea nie jest mu potrzebny. Wybronił bowiem ten strzał - podobnie jak wszystkie inne - i w drugim kolejnym ligowym spotkaniu zachował czyste konto.
Real Madryt - Betis Sevilla 5:0 (2:0)
Bramki: Bale 2, 89, James 37, 50, Benzema 47
Real: Keylor Navas - Danilo, Raphaël Varane, Sergio Ramos, Marcelo - Toni Kroos (64. Casemiro), James Rodríguez, Gareth Bale, Luka Modrić (75. Mateo Kovačić), Cristiano Ronaldo - Karim Benzema (53. Isco)
Betis: Antonio Adán - Cristiano Piccini, Germán Pezzella, Bruno González, Francisco Molinero (46. Jorge Molina) - Álvaro Cejudo, Xavi Torres, Alfred N'Diaye (81. Petros), Juan Manuel Vargas - Dani Ceballos (53. Didier Digard), Rubén Castro
Żółte kartki: Casemiro, Varane, Kroos - Vargas, Molinero