"Super Express": - Co pan czuje, widząc Messiego odbierającego kolejną "Złotą Piłkę"?
Ruben Horacio Gaggioli: - Dumę i radość, że uczestniczyłem w czymś, co zmieniło historię Barcelony i światowej piłki. Pomogłem w rozwoju piłkarza, który dziś nie ma konkurencji na świecie. Messi ma już pięć "Złotych Piłek", a moim zdaniem zdobędzie jeszcze trzy i ustanowi rekord nie do pobicia. Będzie grał do 36.-37. roku życia. Zmieni styl, będzie mniej biegał, ale pozostanie artystą.
- To jak to było? Na początku 2000 roku otrzymuje pan telefon z Argentyny.
- Tak. Jestem Argentyńczykiem, pochodzę z Rosario, tak jak Messi. Jako piłkarz wyjechałem do Hiszpanii, grałem w Espanyolu i w tym mieście zostałem, rozkręcając działalność menedżerską. W lutym czy marcu 2000 roku dostałem telefon od moich ludzi w Argentynie, którzy powiedzieli, że mają cudownego chłopca. Prosili, abym zorganizował testy w europejskim klubie.
Piłkarz FC Barcelona trafi do... Polski?! Kuriozalna oferta transferowa
- Czyli w Barcelonie.
- To nie było przesądzone. Rodzina Messiego chciała, żeby Leo trafił do miasta, w którym będę mieszkał. A ja się wtedy wahałem, brałem też pod uwagę Madryt i gdybym tam się przeprowadził, to pewnie zaproponowałbym Leo Realowi. Zostałem jednak w Barcelonie.
- Podobno kiedy zobaczył pan Messiego po raz pierwszy, był pan przerażony.
- Przerażony to mało powiedziane! Poczułem się oszukany. Mówiono mi, że przyleci złoty chłopiec, a gdy Leo wylądował w Hiszpanii, to zbladłem. O Messim mówi się, że to "pulga", czyli "pchła". Wtedy to żadna pchła nie była, co najwyżej pchełka! Pomyślałem: "Boże, przecież to chuchro nie nadaje się do piłki, kogo mi tu oni przywieźli!".
- Kiedy zmienił pan zdanie?
- Po pierwszym meczu Messiego w młodzikach Barcelony, w którym strzelił pięć goli. Choć to wcale nie było tak, że Barcelona od razu rzuciła się z kontraktem dla Leo. Byli w klubie trenerzy, którzy go nie chcieli.
- Aż nadszedł 14 grudnia 2000 roku.
- Tak. To dzień, który zmienił historię Barcelony. Umówiłem się z Carlesem Rexachem, dyrektorem sportowym Barcelony, w restauracji. Były naciski ze strony rodziny Messiego, że jeśli Barca się nie zdecyduje, to trzeba szukać gdzie indziej, bo czekanie od września na decyzję jest drażniące. Powiedziałem o tym Rexachowi, domagając się działania. Wtedy on złapał. serwetkę, bo nic innego nie było pod ręką, i spisaliśmy kontrakt Messiego.
- Ta serwetka przeszła do historii piłki. Ma ją pan do dziś.
- Trzymam ją w oprawie, w bankowym sejfie. Mam też zaświadczenie od notariusza, przed którym z Rexachem potwierdzaliśmy jej autentyczność. Próbowano ją ode mnie kupić, najczęściej podchody robiły firmy bukmacherskie. Najbardziej naciskali Japończycy, którzy chcieli ją umieścić w muzeum i proponowali mi procent od sprzedanych biletów. Nie zgodziłem się. Dla mnie ta serwetka ma wartość historyczną.
- Hiszpańska prasa pisze, że na aukcji mogłaby osiągnąć 10 mln euro. Za tyle też pan jej nie sprzeda?
- Nigdy nie mów nigdy. Nie wiem, czy będę ją miał do końca życia, ale byłoby mi ciężko się jej pozbyć.
- A jak długo był pan menedżerem Leo?
- Niecałe pięć lat. Potem interesy przejął jego tata.
Leo Messi mógł odejść z Barcelony! Real Madryt chciał go kupić trzy razy
- Co jakiś czas pojawiają się plotki o jego przejściu do Manchesteru City czy innej potęgi. Wierzy pan, że Messi zagra gdzieś poza Barceloną?
- W Europie? Nie. On stał się legendą Barcelony, ale Leo wie, że jego też stworzyła Barcelona. Pasują do siebie idealnie. Nie wiadomo czy inny klub, z inną filozofią, tak dobrze by mu leżał jak Barca. Dlatego jestem przekonany, że skończy karierę albo tu, albo w ojczyźnie – w Argentynie.
- Pan uważa go za piłkarza wszech czasów?
- Hmmm, dla mnie jednak najlepszy był Diego.
- O, ciekawe...
- Messi miał dużo łatwiej jeśli chodzi o rozwój. W tym sensie, że jako nastolatek trafił do najlepszej szkółki piłkarskiej na świecie i dorastał z innymi geniuszami. Tak samo w pierwszym zespole Barcelony, gdzie w pewnym momencie miał obok siebie bodaj 9 mistrzów świata. Maradona miał moim zdaniem trudniejszą ścieżkę.
- Jaki był i jaki jest Messi prywatnie?
- Zawsze był skromny. Jemu tak naprawdę wiele do szczęścia nie potrzeba. On potrzebuje w zasadzie tylko rodziny i piłki. To kocha ponad wszystko. Grając i mając bliskich wokół siebie jest bardzo szczęśliwy.
TEKST NAPISU NA SERWETCE
„W Barcelonie, 14 grudnia 2000 roku, w obecności panów Minguelli i Horacio (Gaggioli), Carles Rexach, dyrektor sportowy FC Barcelona, zobowiązuje się, że mimo pewnych głosów sprzeciwu w klubie, doprowadzi do podpisania kontraktu z Leo Messim, zaraz po tym jak warunki między stronami zostaną dokładnie ustalone”.