"Super Express": - Jak wyglądają twoje relacje z Krychowiakiem?
Timothee Kolodziejczak: - Bardzo dobrze, i nie przeszkadza mi nawet to, że "Krycho" śmieje się czasem ze mnie. Mówi mi, że mimo iż mam polskie nazwisko, to na typowego Polaka nie wyglądam. Chodzi mu o kolor mojej skóry. Część mojej rodziny pochodzi z Martyniki i rzeczywiście jestem trochę "ciemniejszy" niż Grzegorz. Ale to wszystko w żartach. Jego nie da się nie lubić, choć sprawa z kolorem skóry to nie wszystko. Czasem Krychowiak obraża mnie po polsku!
Biografia trenera Legii. Henning Berg pił na kadrze, przemycał żonę do hotelu [ZDJĘCIA]
- Ale skąd wiesz, że to brzydkie słowa? Nie mówisz przecież po polsku.
- Nie mówię, ale wiem, kiedy "Krycho" mnie przezywa. Zawdzięczam to pradziadkowi, który pochodził z Polski i trochę nauczył starsze pokolenie mojej rodziny polskiego języka. Dobrze więc wyczuwam, kiedy Grzegorz przeklina w moim kierunku. Ale to też żarty oczywiście.
- Jaka jest tajemnica jego sukcesu w Sevilli? Kibice go kochają.
- We Francji grałem przeciwko niemu, więc znałem jego możliwości. Ale w Hiszpanii niesamowicie się rozwinął. Do waleczności, z której zawsze słynął, dołożył inne piłkarskie elementy. Do tego stopnia, że nasz trener nie wyobraża już sobie zespołu bez niego. Zresztą ja też nie. Mam nadzieję, że zostanie z nami choć jeszcze sezon dłużej.
- W ostatnim meczu Sergio Ramos złamał mu nos. A mimo to Krychowiak grał dalej.
- I to cały on! Po takim zderzeniu wielu piłkarzy zeszłoby z boiska i nie miałoby żadnej ochoty na nie wracać. Ale "Krycho" to twardziel. Rwał się do gry i wtedy, i teraz z Fiorentiną.
- Na przestrzeni ostatnich lat wracał temat twojej gry dla Polski. To sprawa otwarta czy zamknięta?
- Zamknięta nie jest, ale to mało prawdopodobne. Urodziłem się we Francji, tam spędziłem całe życie. Rozmawiałem z Damienem Perquisem. Mówił mi, że tak zwani cudzoziemcy mają problem z akceptacją w Polsce, w sensie, że wiele osób nie chce takich graczy w kadrze. Zatem to nie miałoby chyba sensu w moim przypadku.
- A byłeś kiedyś w Polsce?
- Nie, ale wybieram się pod koniec miesiąca. Na finał Ligi Europy w Warszawie. Dla "Krycho" gra w takim meczu i w takim miejscu byłaby czymś niesamowitym, ale dla mnie też. Oznaczałaby taki fajny powrót do korzeni mojej rodziny. Z jednej strony mocno się na to nakręcam, ale wiem też, że czeka nas "ciężki kawałek chleba" jeśli chodzi o pokonanie Fiorentiny. Trudna sprawa, jednak apetyt na grę w Warszawie mam ogromny.