Wbrew pojawiającym się opiniom, Boruc zostanie na Parkhead nie dlatego,
że nie ma chętnych na jego usługi, ale przede wszystkim dlatego, że
włodarze klubu określili status Polaka, jako "nie na sprzedaż".
Taką informację podał w sobotę wieczorem dyrektor wykonawczy Celtiku,
Peter Lawwell. - Artur jest szczęśliwy, my jesteśmy zadowoleni, więc
nie jest na sprzedaż. Nie ma różnicy zdań, ani żadnych wątpliwości w
tej kwestii - mówił Lawwell w Australii, gdzie szkocki klub udał się na
kilkudniową eskapadę.
O transferze Boruca, który niedawno przyznał, że za jego słabszą formą
w minionym sezonie stały problemy osobiste, mówiło się już od dawna.
Ostateczną decyzję o przydatności dla drużyny wychowanka Pogoni Siedlce
miał wydać nowy menedżer "The Bhoys", Tony Mowbray. W czasie pierwszych
treningów pod okiem nowego szkoleniowca Boruc tak mu zaimponował, że
ten nawet nie myślał o sprzedaży Polaka. - Nie mieliśmy oferty dla
niego, ale z Mowbray'em nie rozmawialiśmy nawet o możliwości odejścia
Boruca, więc zostaje - tłumaczy Lawwel.
- Nie mogę chwalić Artura za ciężką pracę, zaangażowanie i postawę.
Wszyscy zaczynają u mnie od zera. Jednak mamy tutaj klasowego
bramkarza. Podejmowanie przez niego decyzji, jego ustawianie się, chwyt
i reakcję są imponujące - to z kolei słowa samego Mowbray'a.
Wszystko wskazuje na to, że o miejsce w bramce Celtiku bić się będzie
dwóch reprezentantów Polski, ponieważ 1 lipca na Celtic Park
przeprowadził się także Łukasz Załuska, który umowę z klubem podpisał
już w styczniu, ale jej postanowienia weszły w życie dopiero po
zakończeniu sezonu. Obaj panowie spotkali się już przed kilku laty w
warszawskiej Legii, a numerem "1" wtedy został Artur Boruc.
"Boruc nie jest na sprzedaż"
Znana jest już przyszłość reprezentanta Polski, Artura Boruca. 29-letni golkiper w nadchodzącym sezonie będzie nadal zawodnikiem Celtiku Glasgow.