Adam Buksa: -Zamiast Michniewicza zadzwonił Brzęczek

i

Autor: MICHAŁ WIELGUS/SUPER EXPRESS Adam Buksa: -Zamiast Michniewicza zadzwonił Brzęczek

Czesław Michniewicz: W awans na mistrzostwa wierzyłem od początku

2018-11-23 5:00

Ten mecz przejdzie do historii polskiego futbolu. Po porażce 0:1 w pierwszym spotkaniu z Portugalią, młodzieżowa reprezentacja w rewanżu rozbiła na wyjeździe rywali 3:1 i w czerwcu zagra na EURO U-21. O tym wielkim sukcesie rozmawiamy z trenerem kadry U-21 Czesławem Michniewiczem (48 l.)

„Super Express”: - Co pan robił 24 lata temu?
Czesław Michniewicz: - Wiem, że wtedy po raz ostatni, aż do naszego wtorkowego awansu, młodzieżowa reprezentacja Polski po wygraniu eliminacji weszła do turnieju finałowego mistrzostw Europy. W 1994 roku grałem razem z Mariuszem Piekarskim w trzecioligowej Polonii Gdańsk oraz byłem na czwartym roku studiów.

- Awans na przyszłoroczne Euro do lat 21 we Włoszech i San Marino to pana największy sukces w karierze?
- Na pewno tak, bo międzynarodowy. Co roku ktoś zdobywa mistrzostwo czy Puchar Polski, o awans do mistrzostw Europy jest zdecydowanie trudniej. To najtrudniejsze ze wszystkich eliminacji jakie są w reprezentacyjnej piłce. W Euro do lat 21 gra tylko dwanaście drużyn w tym gospodarz. Jedna wpadka może zniweczyć cały wysiłek. Jest za mało meczów, żeby odrobić ewentualne straty. Mieliśmy dwa potknięcia – remisy z Wyspami Owczymi, ale na szczęście, jak życie pokazało bez konsekwencji. Choć plan był taki, że z tym rywalem dwukrotnie zdobywamy komplet punktów i bijemy się o pierwsze miejsce w grupie z Danią. Ale może mało tak być, żebyśmy stoczyli fajne boje z Portugalią?

- Po 0:1 w Zabrzu naprawdę wierzył pan, że na wyjeździe odrobicie straty?
- Tak, bo od 60. minuty pierwszego meczu widziałem, że gramy dobrze i możemy sprawić niespodziankę. Przed spotkaniem w Chaves powtarzałem chłopakom, że mamy do odrobienia tylko jednego gola, że wszystko jest w naszym zasięgu i że stać nas żeby nastrzelać kilka bramek i sprawić niespodziankę.

- Zwykle „żyje” pan w trakcie meczu na ławce. Tymczasem przeciwko Portugalii Polacy szybko strzelili trzy gole, a pan przyglądał się temu z kamienną twarzą.
- Za szybko te bramki padały. Wiedziałem, że jeszcze jest dużo czasu do końca i byłem pewien, że jeszcze będzie bardzo ciężko. Z doświadczenia wiem, że jedna akcja, jedno trafienie mogą napędzić przeciwnika. I tak się stało w drugiej połowie. Obawiałem się do końca o losy tego starcia, dlatego nie chciałem pokazywać żadnych emocji, wysłać sygnał, że jestem pewien wygranej i awansu. Ale proszę mi wierzyć, że w środku wszystko się we mnie gotowało… Kiedy sędzia doliczył pięć minut, to było to najdłuższe pięć minut w moim życiu.

- Po pierwszej połowie sensacyjnie prowadziliście 3:0. Co w takiej sytuacji trener mówi zawodnikom w szatni?
- Uczulałem chłopaków żeby nie patrzyli na wynik. Ostrzegałem żeby nie poniosło nas jak Ikara, żebyśmy za wysoko nie pofrunęli i nie spłonęli. Mówiłem, że muszą być cały czas skoncentrowani i powinni sobie nawzajem przypominać, co trzeba zrobić w danym momencie żeby nie popaść w samouwielbienie, bo to mogłoby się okazać zgubne.

- Szybko zdobyte trzy bramki były dla pana zaskoczeniem, czy też taki był pana plan, żeby Portugalczyków zdominować, stłamsić już od pierwszych minut?
- W naszej grze nie było przypadku. Wiedzieliśmy, że rywale na początku meczu popełniają wiele błędów, mają problemy z koncentracją.

- Kiedy przed wylotem na rewanż rozmawialiśmy z Mateuszem Wieteską to powiedział, że wierzy w awans, bo trener Michniewicz tak rozpracował Portugalczyków, że drużyna wie o nich wszystko do czwartego pokolenia wstecz…
- Ostatnie miesiąc budziłem się i zasypiałem z Portugalią. Filmy, opracowania… Wszystko. To była orka, ale się opłaciła, bo chłopcy wiedzieli o nich wszystko. Przed barażami zrobiliśmy zawodnikom składający się z trzydziestu pytań quiz na temat rywali. Zresztą Mateusz Wieteska i Kamil Grabara go wygrali. W nagrodę otrzymali po reprezentacyjnej koszulce i po piłce z autografami całej drużyny.

- Nie bał się pan, że gdybyście nie awansowali do Euro, to ludzie patrzyliby na pana i drużynę przez pryzmat wstydliwych remisów z Wyspami Owczymi?
- Zaliczyliśmy dwie wpadki, ale wczoraj miałem wielką satysfakcję, gdy trener Wysp Owczych przysłał mi zdjęcie, jak ze swoim asystentem przed telewizorem cieszą się z naszego awansu. Przed barażami powiedziałem zawodnikom, że albo będziemy zapamiętani jako ci, którzy zremisowali z Wyspami Owczymi, albo jako ci, którzy wyeliminowali Portugalię. Wybór należy do nas.

- Na co piłkarze wydali sto dolarów, które oddał pan w depozyt Wietesce?
- Banknot zostanie przekazany do Muzeum Sportu. Te sto dolarów od meczu z Danią wszędzie z nami jeździ. Stało się takim naszym talizmanem. Na odprawie przed starciem z Duńczykami pokazałem chłopakom te pieniądze i powiedziałem, że mają wartość jako banknot, gdy się go przedrze na pół to nie będziemy mieli dwóch pięćdziesiątek, tylko podarty i już bezwartościowy pieniądz. Podobnie jest z drużyną. Tylko razem jesteśmy coś warci.

- Którzy z pana podopiecznych są już gotowi na grę w dorosłej kadrze?
- Rozmawiałem na ten temat z Jurkiem Brzęczkiem podczas lotu z Portugalii i wiem, że kilku z nich dostanie szansę w marcu. Do superformy wraca Bartek Kapustka, który był najlepszym zawodnikiem w dwumeczu z Portugalią. Nie chciałbym nikogo wyróżniać, ale wiadomo, o jakich nazwiskach w kontekście reprezentacji się mówi.

- Kto z pana drużyny jest największym wygranym tych eliminacji?
- Kamil Grabara. Zaczynał jako trzeci bramkarz. Jest trzy lata młodszy od pozostałych, a na koniec kwalifikacji został liderem zespołu. Poza tym Bartek Kapustka, który rok temu był w bardzo trudnym momencie kariery, a teraz jest w zupełnie innym miejscu. Nawet grając w drugiej lidze w Belgii, widać, że wraca do bardzo wysokiej formy. Cieszę się, bo to niesamowicie skromny, pracowity, fajny chłopak. Jest jeszcze Szymon Żurkowski, który w Portugalii przebiegł 13,7 km.

- Wejście smoka zaliczył Krystian Bielik. Wszedł do drużyny z futryną i drzwiami?
- Liczyliśmy na Krystiana od początku eliminacji, ale plany pokrzyżowały nam jego kontuzje. Najpierw barku, potem nogi. Na pierwsze zgrupowanie przyjechał dopiero w październiku. Zastąpił kontuzjowanego pewniaka – Pawła Bochniewicza i spisał się bardzo dobrze. Można powiedzieć, że to też materiał na dużej klasy piłkarza.

- W piątek losowanie grup EURO w Bolonii, potem szukacie ośrodka dla kadry, a kiedy czas na odpoczynek?
- Dam sobie kilka dni na odświeżenie głowy. Dziś dzwonił do mnie syn, że w grudniu Arsenal gra bodaj z Liverpoolem, więc wybierzemy się do Anglii na jakiś meczyk żeby odsapnąć, a potem normalna praca… Będziemy szukać wzmocnień. Powiedziałem zawodnikom – pilnujcie miejsca w samolocie, bo choć ci, którzy wywalczyli awans są bardzo blisko wyjazdu na mistrzostwa, ale muszę widzieć, że cały czas walczą o miejsce w drużynie. Za zasługi nikt na Euro nie zagra.

Najnowsze