- Zarabiając tak wielkie pieniądze, możesz sobie pozwolić na spore inwestycje. Co ostatnio kupiłeś?
- Syn miał komunię i z żoną kupiliśmy mu grę play station. To inwestycja, którą najmilej wspominam. A tak na poważnie, to w minionym roku nie szalałem z wydatkami. W sumie mam już to, co chciałem.
- Wcześniej byłeś aktywny na rynku nieruchomości.
- Bo przekonałem się, że to dobry sposób na lokowanie pieniędzy. Pierwszy dom kupiłem jako piłkarz Feyenoordu. W Ouderkerk, pod Rotterdamem. Zapłaciłem za niego 240 tysięcy guldenów (około 400 tysięcy złotych - przyp. red.). Pięć lat później sprzedałem z dużym zyskiem, zarabiając na transakcji 92 tysiące guldenów (ok. 145 tys. zł). Bo w międzyczasie ceny nieruchomości poszły znacznie w górę.
Wpłacił 100 tysięcy funtów, reszta jest na raty
- W Liverpoolu też masz ładny domek.
- W Anglii domy są o wiele droższe niż w Holandii, dlatego musiałem go wziąć na raty. To znaczy, 100 tysięcy funtów wpłaciłem gotówką, a resztę mam rozłożone na 30 lat, pod zastaw hipoteki. Ceny nieruchomości idą jednak w górę, więc na pewno na tym nie stracę.
- Masz też dwie działki w Krakowie i segment w Rybniku. Coś tam już budujesz?
- Nie, na razie nic tam nie robię. Nie wiem jeszcze, kiedy skończę karierę i wrócę do Polski. Mam więc czas na decyzje w sprawie gdzie i jak się "zbudować".
Zakochany w BMW, ale porsche nie gorsze
- Samochody. Masz BMW i porsche, więc jak trzeba, to jest czym zaszpanować.
- Ale początki naprawdę były trudne (śmiech). Mój pierwszy środek transportu to duży czerwony... autobus z numerem 47. Jeździłem nim na treningi do Tych, do Sokoła. Pierwsze auto dostałem już w Holandii, od Feyenoordu. To był opel vectra, silnik 1.8. Następny wóz to też była vectra, tyle że kombi. A na początku gry w Liverpoolu, dla odmiany, poprosiłem o opla vectrę (śmiech).
- W końcu jednak porzuciłeś opla.
- Zakochałem się w BMW X5. Superauto, jeżdżę nim już od czterech lat. Ani razu mi się nie popsuł!
- W garażu stoi też porsche.
- Od dłuższego czasu kusiło mnie, żeby kupić sportowy samochód. I sprawiłem sobie porsche 911. Nie kupiłem go jednak w Anglii, a w Polsce, bo chcę mieć to auto na lata i zależało mi na tym, żeby kierownicę miało po "normalnej", czyli lewej stronie. A nie jak w Anglii, po prawej.
- W twojej autobiografii, pod zdjęciem z porsche, jest podpis: "Ja i moja viagra"... Skąd się to wzięło?
- Tak powiedział do mnie Tomek Rząsa, kiedy mu powiedziałem o moim zakupie. Trochę w tym prawdy, bo kiedyś usłyszałem, że faceci po trzydziestce kupują takie samochody, żeby zaszpanować przed kobietami. Ja jednak szpanować nie chcę. Marzyłem o sportowym aucie i marzenie zrealizowałem. To tyle.
Dużo zarabia, dużo oddaje
- W 2005 roku sporo zarobiłeś na reklamach...
- Czy sporo? Reklamowałem firmy, które mają dużo wspólnego ze sponsorowaniem sportu, to też miało znaczenie. Nakręciłem reklamówkę dla Telekomunikacji Polskiej, Warki i Reeboka.
- Która wymagała najwięcej trudu?
- Żadna, trafiałem na profesjonalistów. Na zdjęcia dla TP SA poświęciłem 1,5 dnia, dla Warki bodaj 3 godziny, a ludzie Reeboka wpadli do szatni Liverpoolu po treningu i pstryknęli mi fotkę. To był cały mój udział. Na początku byłem nawet niezadowolony, bo nie wiedziałem, czy dobrze wyjdę na tym zdjęciu, ale okazało się, że nie jest tak źle (śmiech).
- Wpadła ci też premia za awans do finałów mistrzostw świata, ponad 65 tysięcy dolarów...
- Część z tych pieniędzy przeznaczę na cele charytatywne. Rozmawiałem już z kierownictwem mojej szkoły podstawowej. Tam jest boisko, jedno z pierwszych, na których grałem. Jego stan nie jest zadowalający, więc pomyślałem, że warto coś z tym zrobić. Chciałbym przeznaczyć część mojej premii na budowę sztucznego boiska w tym miejscu. Bo pomaganie innym sprawia mi wielką frajdę. A skoro mam możliwości, to grzechem byłoby nic nie robić...
O finansach piłkarza także w najnowszej książce Jerzego Dudka "Uwierzyć w siebie".