"Radomatu": Jeszcze wrócę!

2009-04-01 11:30

Wolałbym być na boisku w Belfaście, a nie w Świnoujściu. Ale to moja wina, że tak się stało - mówi samokrytycznie "Super Expressowi" Matusiak (27 l.), obecnie zawodnik I-ligowego Widzewa Łódź. - Daję sobie czas do czerwca, żeby się odbudować i jeszcze raz powalczyć o miejsce w reprezentacji.

- Łatwo wrócić nie będzie...

- Nie jest lekko. W okresie przygotowawczym naderwałem mięśnie pleców, straciłem cały miesiąc treningów. Na dodatek w poprzednim meczu skręciłem staw skokowy, a po ostatnim miałem na nodze krwiaka wielkości wałka do ciasta.

- Ale trener Janas wciąż stawia na pana.

- I jestem mu wdzięczny za to. Potrzebowałem szkoleniowca, który by na mnie postawił, tak jak wcześniej robili to trener Lenczyk czy Beenhakker.

- Jak to było z tą decyzją o zakończeniu kariery w wieku 26 lat?

- Ja... nigdy nie mówiłem, że kończę karierę. Nawet nie miałem kiedy tego powiedzieć, bo od ostatniego zgrupowania kadry przed EURO nie rozmawiałem z prasą. Być może mój ojciec użył takiego sformułowania i gazety to podchwyciły. Zrobiłem sobie przerwę. Chciałem wyleczyć kontuzję pachwiny, a żona pragnęła urodzić dziecko w kraju.

- Jak chowa się córka?

- Świetnie. Amelia jest zdrowym, pięknym i bardzo pogodnym dzieckiem.

- To może teraz czas na syna...

- Hm... może kiedyś. Miałby kto podtrzymać tradycje rodzinne, a ja mógłbym przekazać mu swoje doświadczenia.

- Jak pan odbiera te okrzyki z trybun, chociażby podczas meczu w Świnoujściu: "Matusiak do Palermo!".

- Te okrzyki świadczą o poziomie tych ludzi. Mnie to nie rusza. Dla mnie to duże wyróżnienie, że trafiłem z ligi polskiej do włoskiej, a wcześniej do reprezentacji. Wierzę, że stać mnie na to, żeby jeszcze w niej grać.

- Dlaczego tak fatalnie przegraliśmy z Irlandią?

- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Wracałem autokarem z meczu ligowego i nie oglądałem meczu w Belfaście.

- Beenhakker powinien odejść?

- Najważniejsze są głosy piłkarzy, a oni ufają trenerowi i chcą grać dla niego. Wątpię, żeby nowy trener od razu zmienił grę reprezentacji i zapewnił zwycięstwa. Eliminacje nie są jeszcze przegrane, dajmy więc popracować Beenhakkerowi do ich zakończenia.

- Czeka pan na SMS-a od Leo z powołaniem.

- SMS-y między sobą wymienialiśmy, ale stąpam twardo po ziemi. Obecna dyspozycja nie predysponuje mnie nawet do myślenia o kadrze. Mam jednak nadzieję, że jeśli wrócę do wysokiej formy, to bez względu, kto będzie trenerem, otrzymam powołanie.

Najnowsze