Mało kto wie, że Janusz Wójcik swego czasu był trenerem Roberta Lewandowskiego! Wójcik przyszedł do pracy w Zniczu Pruszków, gdzie swoje umiejętności wykuwał Lewandowski. Zanim jednak się spotkali w Pruszkowie, Lewandowski przeżył wielką traumę. Doznał kontuzji, a ówczesne władze Legii zdecydowały, że już go nie chcą w klubie. Załamany i zapłakany nastolatek opuszczał Łazienkowską z mamą, skąd pojechali prosto do Pruszkowa. Tam kariera Lewandowskiego została uratowana, bo młody piłkarz grał coraz więcej i strzelał gola za golem. W Pruszkowie spotkał Janusza Wójcika.
Janusz Wójcik pracował w Zniczu Pruszków z Robertem Lewandowskim
Janusz Wójcik po latach w swojej książce „Wójt. Jedziemy z frajerami” wyjawił treść rozmowy z władzami Znicza, a także z Mirosławem Trzeciakiem, który w tamtych czasach odpowiadał w Legii za transfery. - Po paru tygodniach pracy w Zniczu przeprowadziłem kolejną rozmowę z szefostwem. "Pilnujcie tego Lewandowskiego, dzięki niemu zarobicie kupę kasy". (…) Patrzyli na mnie jak cielęta, ale widziałem, że coś im zaczyna świtać. Spotkałem się zresztą z Trzeciakiem i tłumaczyłem mu, że popełnił błąd. – Mirek, kogo wy żeście wzięli zamiast Lewandowskiego? Do Corridy z tym Arruabarreną, czy jak go tam zwać, a nie do piłki nożnej! Oglądaliście go w ogóle? Widzieliście tego chłopaka na żywo? – pytałem, oczywiście retorycznie. Trzeciak milczał – opisywał Janusz Wójcik.
Janusz Wójcik od razu poznał się na talencie Roberta Lewandowskiego
Legendarny trener w swojej książce „Wójt. Jedziemy z frajerami” z wielką estymą wyrażał się na temat Lewandowskiego. Twierdził, że od razu poznał się na jego talencie.
Lewandowski miał wiele zalet, ale jedną ceniłem szczególnie – opisywał Janusz Wójcik. - Kiedy tylko piłka zakręciła mu się koło nogi, od razu walił na bramę, jak z armaty. I bez znaczenia, czy było to na hali, czy na boisku. Miał to we krwi. Od razu mi się skojarzył ze słynnym Francuzem Jeanem-Pierrem Papinem, który też ładował z każdej pozycji. Bardzo mi się to podobało i wbijałem Robertowi do łba, żeby robił to jeszcze częściej. Miałem też taką metodę treningową, która polegała na tym, że za sprawą odpowiednich poleceń doprowadzałem do uwydatnienia i ośmieszenia braków technicznych poszczególnych zawodników. Oczywiście tak samo postępowałem z Lewandowskim. On był jednak zawziętą bestią, bardzo ambitną. Widać było gołym okiem, że wszystkie nieudane zagrania ćwiczył w czasie wolnym i coś, co jednego dnia stanowiło problem nie do przejścia, następnego wykonywał z zamkniętymi oczami – wspominał.