"Super Express": - Jak to się stało, że podpisałeś kontrakt z Larissą? Miałeś przecież iść do Los Angeles Galaxy, kumplować się z Davidem Beckhamem...
Maciej Żurawski: - Jakie Galaxy, jaki Beckham?! To było gadanie menedżera Kopca, a zero konkretów. Tak naprawdę nie miałem żadnej oferty z Los Angeles, tylko z Columbus Crew. W pewnym momencie rozmowy między Amerykanami a Celtikiem utknęły jednak w martwym punkcie, a na horyzoncie pojawiła się Larissa. Grecy działali szybko i skutecznie. Podpisaliśmy umowę na 1,5 roku z możliwością przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.
- To obalmy i resztę mitów. Mówiło się o zainteresowaniu tobą Anderlechtu, klubów z Anglii, Turcji, Polski. Ile tak naprawdę miałeś ofert?
- Jeszcze jedną. Z Turcji.
- Odetchnąłeś z ulgą?
- Tak. Skończyła się niepewność, trafiłem do klubu, gdzie mam gwarancję gry. Nie jest to potentat, ale chcę jechać na EURO, muszę więc grać.
- Żal opuszczać Celtic i Glasgow czy wręcz przeciwnie?
- Zawsze żal żegnać miejsce, w którym spędziło się ponad dwa lata. Ostatnio nie wiodło mi się tam najlepiej, ale przecież dobrych momentów nie brakowało i te będę pamiętał.
- Kogo będzie ci z Glasgow najbardziej brakowało? Chyba nie Boruca? Mówiło się, że wasze relacje są bardzo chłodne.
- Chore gadanie. Nasze relacje z Arturem są normalne. Nie wiem, kto takie głupoty opowiada?
- Zadebiutujesz w przyszłym tygodniu, w meczu z AEK Ateny, jednym z potentatów greckiej ligi.
- I dobrze. Ja się AEK-u nie boję. Fajnie byłoby od razu pokazać działaczom Larissy, że mieli rację, tak bardzo się o mnie starając.
- Grecka prasa pisze, że to transferowa bomba, Larissa z dumą ogłasza, że dokonała największego transferu w historii klubu. Wiesz, co to oznacza?
- Wiem, wiem. Dużą presję i wielkie oczekiwania. Ale to dobrze. Jestem głodny gry i walki o miejsce w kadrze. Larissa daje mi szansę w bardzo ważnym momencie. Nie zamierzam jej zmarnować.