Grali kadrowicze Fernando Santosa, grali również piłkarze reprezentacji do lat 21. Z lepszym skutkiem, choć tylko towarzysko. Młodzieżówka po słabym meczu zremisowała z Finlandią w Warszawie 1:1, ale w Podgoricy ograła 2:1 Czarnogórę. Dwumecz był elementem przygotowań do eliminacji MME, które w 2025 roku odbędę się na Słowacji. Niemcy, Izrael, Bułgaria, Kosowo i Estonia - to drużyny, z którymi młodzieżówka powalczy o awans.
Jeszcze przed ostatnimi spotkaniami kontrolnymi porozmawialiśmy Michałem Probierzem, selekcjonerem reprezentacji.
– Do tytułu "Selekcjoner" łatwo się przyzwyczaić?
– Jest inaczej. Jest zupełnie inne podejście. Wiele takich elementów, na których pracując w klubie nie zwracałem uwagi. Człowiek patrzy i się uczy. Nie mam problemów, by zapytać się młodszych kolegów o co chodzi. Na zgrupowaniu jest [był] z nami Miłosz Stępiński, by pomóc w przygotowaniach, bo to pierwszy taki cykl jak w eliminacjach.
– Mówił pan już dawno, że ciągle widzi nieprzychylne opinie o stylu reprezentacji młodzieżowych, a tymczasem wychodzi na to, że pan ma rację, bo nie jest tak źle, widząc kadrę do lat 17 trenera Włodarskiego...
– Już lata pracuję w piłce i wiem, że jak ktoś się czepia stylu, to zazwyczaj jest pierwszy w klubie do zwolnienia. Jest to zawsze trudne, bo każda grupa rocznikowa ma inny potencjał. Co jakiś czas wyskoczy jakiś dobry rocznik. Na pewno mamy szkolenie zdecydowanie lepsze, bo powstało dużo więcej ośrodków, gdzie jest dobra praca. Oby było ich jak najwięcej, bo kluby muszą się rozwijać.
– Mówił Pan również o 188 piłkarzach, którzy są obserwowani. Twardy dysk to dobrze znosi?
– Nie mam z tym problemu, a zaraz dojdzie mi rocznik 2004. Po mistrzostwach Europy do lat 19 na Malcie zobaczę, jak się prezentują nasi zawodnicy i trzymam kciuki za zespół Marcina Brosza, by się pokazał. Jesteśmy jedną z nielicznych federacji, która ma trzy zespoły w młodzieżowych turniejach. Szkoda, że nie udało się czwartemu to bylibyśmy jak Hiszpania, bo tylko ona ma cztery ekipy. Jest grupa zawodników, którą obserwujemy. Doszedł Adrian Troć, który czasami wchodzi z ławki w Zagłębiu Sosnowiec. Uważam, że to dobry chłopak i może się rozwinąć.
– Jak bardzo się teraz panu dezaktualizują plany na grę i budowę tej drużyny, gdy ma ich Pan przez kilka dni raz na trzy miesiące?
– Dlatego sprawdzamy [w tym roku] większą grupę piłkarzy i uczymy gry różnymi systemami. Bo tym chłopakom mogą zdarzyć się urazy. Po prostu chcemy być na to przygotowani. Teraz wypadło nam czterech piłkarzy, a wcześniej sześciu. Jesteśmy uzależnieni od telefonów [z klubów]. Jestem pełen szacunku dla tych chłopaków, że przyjechali po urlopach i chcieli się pokazać.
– Jest presja większa niż w klubie?
– W klubie jest jeszcze większa presja, bo jest co tydzień. Tutaj widzimy się raz na jakiś czas i nie da się naprawić. Jak się przegra mecz, to trzeba czekać miesiąc, czasami dwa lub trzy, by coś odrobić. To jest ciężkie. Musimy dobrze wystartować od pierwszego meczu z Kosowem, potem z Estonią. Krok po kroku brnąć przez te eliminacje.
SPRAWDŹ: Selekcjoner wybrał kadrę na finały EURO. Przed jego podopiecznymi piekielne trudne zadanie
– Dużo ma Pan w kadrze przyszłych kadrowiczów?
– Co w piłce powiedziało się wczoraj, to już jutro jest nieaktualne. Jest tutaj grupa piłkarzy bardzo uzdolnionych. To są talenty, do których trzeba dołożyć pracę. Mam nadzieję, że wdrożymy kilka rzeczy, oni to przeniosą na kluby, bo to kluby ich kreują i wnoszą na wyższe sfery. My możemy ich jeszcze bardziej wypromować i jednym lub dwoma detalami pomóc.