"Super Express": - Jak pan wpadł na pomysł, żeby ściągnąć Kosowskiego do Kadyksu?
Antonio Calderon: - To nie ja stałem za tym transferem, wcześniej Kamila nawet nie znałem. Jednak przed miesiącem zawołał mnie dyrektor klubu, mówiąc, że do wzięcia za darmo jest reprezentant Polski. Zajrzałem do archiwum, dokładnie wszystko sobie posprawdzałem na jego temat. I jak zobaczyłem, jakie ma sukcesy i w jakich grał klubach, to od razu stwierdziłem: przywoźcie go do Kadyksu. Nie ma co, trafił nam się w drużynie piłkarz niezłego kalibru.
- Przez kilka miesięcy Kosowski nie umiał porozumieć się z krakowską Wisłą w sprawie kontraktu. Jak zatem pan go przekonał?
- Kadyks to jest najlepsze miejsce pod słońcem. Tak mu powiedziałem (śmiech). W Polsce macie teraz zimę, a u nas proszę: 15 stopni. Wspaniale, co? A tak na poważnie: potrzebowałem właśnie takiego gracza, który może grać i po lewej, i po prawej stronie.
- Jest pan pozytywnie nastawiony do polskiego pomocnika.
- Bo widzę w nim wielki zapał do pracy, on chce jak najszybciej przystosować się do drużyny. Mimo że jest reprezentantem kraju, ma za sobą przygodę w trzech mocnych ligach, to nie zadziera nosa. Doprowadzę go do porządku, aby był gotowy na EURO 2008. Będę dumny, gdy przedstawiciel Kadyksu pojedzie na mistrzostwa Europy.
- Na razie jednak Kosowski jest tylko rezerwowym.
- Ma zaległości. Kiedy my w Hiszpanii gramy non stop, w Polsce jest przerwa. Musi być przygotowany, a ja stopniowo go wprowadzam. Ćwiczy na siłowni, gdzie nabiera siły. Zapraszam na trening, to zobaczycie, z jakim zapałem podchodzi do zajęć, jak walczy.
- Wie pan, jaki przydomek ma Kosowski?
- Wiem, "Kosa". Z nim będziemy równo kosić (śmiech). Na razie w drugiej lidze. Może już niedługo w Primera Division.
- Tyle że w tym sezonie o awansie do ekstraklasy możecie zapomnieć.
- Cadiz ma bogatą historię. Przez długie lata graliśmy w gronie najlepszych hiszpańskich klubów. Wypadliśmy z niej dwa lata temu. W 2010 obchodzimy 100-lecie istnienia klubu. I do tego czasu powinniśmy wrócić do Primera Division.
- Zatrudnił pan Kosowskiego. Czy teraz sięgnie po kolejnych Polaków?
- Chciałem już teraz, ale nie udało mi się ich złapać. Myślałem o Żurawskim i Sikorze. Skoro ten pierwszy trafił do Larissy, to jednak można było go wyrwać z Celticu. Szkoda, że nam się nie udało.
- Hiszpańskie gazety pisały, że Kosowski to polski Beckham.
- I dobrze piszą, bo on jest tak dobry jak Anglik. Trzeba tylko tę "Kosę" naostrzyć. I ja to zrobię (śmiech).