Pierwsza to Kamil Glik. Silny, pracowity, spokojny. Strzelił w debiucie bramkę, ale mniejsza o nią. Przede wszystkim ustabilizował środek obrony pracując za siebie i ospałego Jodłowca.
Wystarczy go ograć z silnymi rywalami, nieco poduczyć ekonomicznego poruszania się po boisku i Franz Smuda będzie miał ważny element przyszłej defensywy.
Drugim odkryciem jest dla mnie Maciej Rybus, który w kadrze gra dwa razy mądrzej niż w Legii.
Zaimponowało mi zwłaszcza jego podanie do Marcina Robaka otwierające drogę do trzeciej bramki dla biało-czerwonych. W Tajlandii każdy piłkarz chce błysnąć, efektownie zapisać się w pamięci kibiców, a zwłaszcza selekcjonera. Rybus własną 80-procentową okazję do zdobycia gola bez wahania zamienił na 100-procentową Robaka, a to o jego futbolowym talencie mówi więcej niż pół tuzina nieprzygotowanych szarż.
W różnych mediach przeczytałem zapewnienia, że nasi piłkarze, że NIE KORZYSTAJĄ z tajskich masaży. Wszystkie pozostawione w domu żony i narzeczone mogą być spokojne. Uroda Tajek okazała się zdecydowanie przereklamowana!
Nie tylko masaże
Widać tak już być musiało, że najpierw nasza reprezentacja startująca w Pucharze Tajskiego Króla zapłaci frycowe, a dopiero z opóźnieniem pojawią się z tej eskapady jakieś widoczne korzyści. Ale pojawiły się i warto to odnotować.