Wszołek od początku meczu z RPA był wyróżniającą się postacią polskiego zespołu. Świetnie podawał do napastników i mógł tylko żałować, że byli tak przeraźliwie nieskuteczni, bo miałby na koncie kilka asyst.
- Żałuję tej słabej skuteczności zespołu, jednak cieszy to, że dochodzimy do tych dobrych sytuacji. Widać, że mamy dużą siłę ofensywną. Szkoda, że Jakub Błaszczykowski wypadł ze składu, bo był motorem napędowym i filarem tej drużyny. Debiut udany, bo wygraliśmy, a jeśli chodzi o moją grę, to mogło być lepiej. Były lepsze i gorsze momenty, więc mój występ podsumowałbym jako średni - skromnie ocenił Wszołek.
Polonista twierdzi, że nie obawia się angielskich gwiazd.
- Na pewno nogi mi się przed nimi nie ugną. Przecież po to się trenuje, żeby kiedyś zagrać z takimi rywalami. Kiedy byłem mały, oglądałem mecze Polska - Anglia i marzyłem, żeby kiedyś w takim spotkaniu zagrać. I być może to marzenie się spełni. O ile selekcjoner mi zaufa - rozmyśla Wszołek.
Urodzony w Tczewie pomocnik zdaje sobie sprawę, że przed meczem z Anglią musi popracować nad swoim najsłabszym punktem - grą w defensywie.
- Wiem, że są zastrzeżenia do mojej gry w obronie, jednak cały czas staram się nad tym pracować. Grając z Anglikami, trzeba biegać non stop od bramki do bramki. I dać z siebie wszystko, aż się upadnie. Będę starał się wykorzystać swoją szybkość, ale też nie wariować, nie pchać się w niepotrzebne dryblingi - podkreśla.
Zwycięstwem z RPA Polacy odczarowali Stadion Narodowy - po raz pierwszy wygrali na tym obiekcie.
- Nie uważam, by to miało znaczenie przy okazji meczu z Anglią. Nie ma co patrzeć w statystyki, tylko wyjść na boisko i pokonać rywali - kończy Wszołek.